Już kiedyś dzieliłam się z Wami moimi wspomnieniami z robienia zakupów z mamą w mięsnym na Rakowieckiej. Dziś przywołuję wspomnienia peerelowskiej świątyni handlu, stylu i nowoczesności. Tak, dobrze się domyślacie, chodzi o SUPERSAM!
Ale zanim opowiem o moich chwilach z dzieciństwa w Supersamie, to kilka faktów z Wikipedii:
Warszawski Supersam został otwarty 6 czerwca 1962. Był to nowatorsko skonstruowany budynek, z dachem na zasadzie tensegrity zawieszonym i utrzymywanym w miejscu za pomocą dźwigarów i stalowych lin, projektu trzech architektów: Jerzego Hryniewieckiego, Macieja Krasińskiego, Ewy Krasińskiej oraz trzech konstruktorów: Wacława Zalewskiego, Stanisława Kusia i Andrzeja Żórawskiego.
W jednoprzestrzennym pawilonie o powierzchni użytkowej 6 tys. m² umieszczono największy w Warszawie samoobsługowy sklep spożywczy. Posiadał on własną piekarnię, wytwórnię garmażeryjną, rozbieralnię mięsa, palarnię kawy oraz paczkarnię. Znajdował się tam także bar kawowy i samoobsługowy bar „Frykas” na ok. 170 osób. Supersam został zburzony w 2006 roku, a w jego miejscu wybudowano kompleks handlowo-usługowy „Plac Unii”.
Co pamiętam z Supersamu? Wyprawa na zakupy do supersamu to było istne święto. Już sam gmach ze swoim falistym dachem wzbudzał respekt. Nigdzie indziej nie było tak dużo towarów, jak właśnie w Supersamie. Co było dodatkową nowością na tamte czasy, wszystkie artykuły leżały sobie na półkach na wyciągnięcie ręki klienta. Ludzie byli do tego zupełnie nieprzyzwyczajeni. Jak dziś pamiętam, kiedy jako mała dziewczynka dotknęłam paluszkiem chleba „Baltonowskiego” na półce, żeby sprawdzić, czy jest świeży, a jakaś pani zwróciła mi i mamie uwagę, że tak nie wolno i co ja sobie wyobrażam, że macam coś, co, być może, ktoś inny będzie jadł. Swoją drogą, teraz uważam, że miała rację, ale tak na mnie wtedy nakrzyczała, że płakałam całą drogę powrotną do domu.
Pamiętam kasy z ruchomymi taśmami poruszanymi nogą kasjerki i antresolę z artykułami gospodarstwa domowego. Bardzo lubiłam tam z mamą chodzić, bo był stamtąd świetny punkt obserwacyjny na całą halę. Pamiętacie?
Ale najrzewniej wspominam bufet „Frykas”, który zajmował całe lewe skrzydło Supersamu. Po zakupach na hali czasem chodziłyśmy tam z mamą na placki ziemniaczane. Bardzo podobał mi się system samoobsługowy z gotowymi daniami do zabrania ze szklanych, otwieranych przegródek. Ślizganie tacy po przygotowanych do tego „torach” na ladzie też było ekstra. Kiedy dziś patrzę na zdjęcia tego bufetu i myślę o systemie w jakim funkcjonował, to przypomina mi to tak popularne i lubiane dziś stołówki w IKEA. Prawda, że coś w tym jest?
Szkoda, że „Frykas” był dość słabo zarządzany i już na wiele lat przed zburzeniem całego Supersamu został zlikwidowany, a w jego miejscu powstał McDonald’s. Mogło być inaczej, ale, co pradzić – woleliśmy zachodnie, niż nasze.
Z „Supersamu” zawsze wychodziłyśmy z mamą obładowane siatami i szłyśmy na pobliski przystanek autobusowy. Jak dziś pamiętam, że kiedy czekałyśmy na autobus podjadałyśmy bułkę paryską i kapustę kiszoną. Nie chipsy, nie ciastka, ale kapustę kiszoną. Takie to były czasy! 🙂
Koniecznie podzielcie się Waszymi wspomnieniami z Supersamu! Żeby dodać komentarz nie trzeba zakładać konta. Wystarczy kliknąć na guzik „ZALOGUJ”, a rozwijają się opcje logowania za pomocą Facebooka lub konta Google i to bez wpisywania loginu i hasła. Zachęcam!
Ocalmy te wspomnienia!
A jeśli podobał Ci się ten wpis, zostaw mi informację zwrotną. Wiesz, co robić 🙂
[spider_facebook id=”1″]