W pewne czwartkowe przedpołudnie umówiłam się na wizytę w lokalu „MOKOTOWO” przy metrze Wierzbno. Jest to siedziba sąsiedzkiego Stowarzyszenia „W Stronę Marzeń”, które już od ponad 4 lat wspiera i edukuje społeczność lokalną Mokotowa i m.st. Warszawy prowadząc warsztaty, zajęcia i spotkania dla dzieci, młodzieży, rodziców, seniorów oraz osób z niepełnosprawnością.
Prezesem jest Tomasz Wyszomirski, o którym czytam na stronie Stowarzyszenia: „Zawsze otwarty na nowe wyzwania, pełen energii, którą wykorzystuje do działań na rzecz innych, rozwijając przy tym swoje zainteresowania.” Wice prezesem jest Agnieszka Malicka, jak sama o sobie pisze: „Od urodzenia mieszkanka Mokotowa. Otwarta na ludzi i ich potrzeby.”
Byłam umówiona na dziewiątą, ale trochę się spóźniłam. Wchodzę do środka – nie ma nikogo. Z zaplecza jednak dochodzi do mnie charakterystyczny dźwięk i ciche stukanie. Zaraz pojawiają się dwie uśmiechnięte postaci. On – na wózku, ona – o kulach. Chwila na tak zwany small – talk i zaraz siadamy do rozmowy.
Skąd pomysł na takie miejsce i Stowarzyszenie?
Tomek: Jeżeli chodzi o sam pomysł na założenie stowarzyszenia, to powstał on jakoś tak w chwilę. Był jednak wynikiem różnych naszych doświadczeń i chęci zmiany otaczającego nas świata.
Kto uczestniczył w tej pierwszej, założycielskiej rozmowie?
Tomek: My i jeszcze grupa kilku osób.
A skąd się znacie?
Agnieszka: Z poprzedniej pracy. Pracowaliśmy w stowarzyszeniu na rzecz niepełnosprawnych. Oczywiście było tam dużo fajnych działań, zwłaszcza dla osób niepełnosprawnych intelektualnie, jednak nie podobało nam się podejście do nas, niepełnosprawnych ruchowo. Byliśmy niestety przez swoją niepełnosprawność traktowani jak podopieczni, mimo, że byliśmy pełnoprawnymi pracownikami, na umowach. Taki paradoks bycia pracownikiem i podopiecznym jednocześnie. To przyczyniło się do tego, że zapragnęliśmy odejść i zrobić coś swojego. Chcieliśmy pokazać, że potrafimy działać na rzecz innych i dawać coś od siebie, niekoniecznie tylko brać.
Główne założenie miało być takie, że będzie to stowarzyszenie dla osób niepełnosprawnych, założone przez niepełnosprawnych. Taka była pierwsza myśl, w takim środowisku obracaliśmy się wtedy. Takie były potrzeby. Natomiast z czasem to zaczęło się zmieniać, a my zaczęliśmy się otwierać na potrzeby okolicznych mieszkańców.
Tomek: Myślę, że nie tylko nasz pomysł na stowarzyszenie się zmienił, ale tez osoby niepełnosprawne i ich potrzeby zaczęły się zmieniać. Osoby niepełnosprawne nie szukają już szkoleń i warsztatów podnoszących kwalifikacje. Oni już je mają. Szukają pracy, a tej jako stowarzyszenie nie mogliśmy im zapewnić. Dlatego z czasem zmieniliśmy kierunek i adresatów naszych działań. Skupiamy się teraz na działaniach lokalnych i bez znaczenia jest, czy ktoś jest pełnosprawny, czy nie.
Kto obecnie pracuje w Stowarzyszeniu?
Agnieszka: My jesteśmy tutaj na stałe, codziennie. W ramach projektów współpracuje z nami Animator działań lokalnych oraz trenerzy, którzy prowadzą różnego rodzaju warsztaty, zajęcia.
Tomek: Mamy też wolontariuszy, którzy pomagają przy różnych inicjatywach.
A możecie mi wytłumaczyć, tak zupełnie łopatologicznie, jak to wszystko wygląda od strony finansowej? Przecież macie na utrzymaniu lokal, to są spore koszty.
Agnieszka: Jeśli chodzi o zajęcia i tym podobne, to są ogłaszane konkursy organizowane przez miasto, dzielnicę, wojewodę mazowieckiego lub inne instytucje. Trzymamy rękę na pulsie i jak tylko pojawi się ogłoszenie o konkursie, zaczynamy pisać projekt pod dany temat, oczywiście jeśli jest zgodny z naszą działalnością i mamy zgodę prawną na wzięcie udziału w konkursie.
W taki sposób pozyskujemy środki dla trenerów, materiały, plus mamy możliwość wpisania w koszty czynszu za lokal. Oczywiście to nie są całościowe kwoty, ale im więcej projektów, tym większa szansa, że te koszty typu czynsz, prąd itp. się zwrócą.
A co z brakującymi kwotami, których nie możecie wpisać do kosztorysu projektów?
Agnieszka: Brakujące kwoty na dzień dzisiejszy wykładamy ze swoich środków. Tak też właściwie działaliśmy przez pierwszy (2012) rok, bo mieliśmy wtedy tylko jeden projekt. Wiele urzędów traktowało nas wtedy z dużą nieufnością, bo wiadomo – byliśmy nowi, niesprawdzeni. Nie znali nas, a w dodatku towarzyszyły temu obawy związane z naszą niepełnosprawnością. Przez ten pierwszy rok funkcjonowaliśmy bardziej na zasadzie wolontariatu. Jako Stowarzyszenie uczestniczyliśmy w piknikach, oferowaliśmy konsultacje, organizowaliśmy spotkania w Mokotowskim Centrum Integracji Mieszkańców, Większość rzeczy robiliśmy zupełnie za darmo. Dzięki tym działaniom daliśmy się poznać władzom dzielnicy i wypracowaliśmy sobie zaufanie, co zaowocowało tym, że w późniejszym czasie dostaliśmy szansę na środki finansowe w ramach projektów.
Tomek: Warto wspomnieć, że dzięki temu, że tak się udzielaliśmy, ówczesny burmistrz, pan Piotr Boresowicz dał nam swoiste wotum zaufania. Najpierw był nieufny w stosunku do nas i próbował nas odwieść od pomysłu z lokalem, ze Stowarzyszeniem. Choć nie mówił nam tego wprost, dało się wyczuć, że nie wierzy, że damy sobie radę. Kiedy już otwieraliśmy lokal „MOKOTOWO”, był zaproszony na uroczyste „przecinanie wstęgi”. Powiedział wtedy: „No, nie udało mi się Was odwieźć od tego pomysłu, dlatego teraz jak najbardziej możecie na mnie liczyć”.
To był taki test?
Agnieszka: Tak. Mi się wydaje, że wielu urzędników nie ma styczności z osobami niepełnosprawnymi. Im się wydaje, że wiesz, przyszły dwie czy trzy osoby niepełnosprawne, chcą otwierać jakieś stowarzyszenie i nie wiadomo co robić. No i jest wtedy taka obawa, w sumie zrozumiała, czy takie osoby podołają, czy się nie wycofają po miesiącu i stwierdzą, że jednak nie chcą tego robić. Także ten pierwszy (2012 –przyp red.) rok wspominamy jako taki rok sprawdzania nas. Na każdej rozmowie w urzędzie byliśmy zasypywani pytaniami: A jak to zrobicie? A skąd to weźmiecie? Jak to załatwicie? To była dla nas wielka próba.
Mówiłaś, Agnieszko, że brakujące kwoty na projekty i lokal uzupełniacie ze środków własnych. Co to dokładnie znaczy? Ze środków własnych Stowarzyszenia, czy z Waszych środków domowych?
Tomek: Zazwyczaj z domowych. Są czasem takie wydatki, których nie możemy nigdzie wpisać do projektu. Na przykład na ostatni Piknik Sąsiedzki na Służewcu kupiliśmy kiełbasę na grilla z własnych środków.
Kurczę, nie wierzę, to jest straszne. Nie dość, że poświęcacie swój czas i siły na pracę w Stowarzyszeniu to jeszcze musicie dokładać z własnej kieszeni.
Agnieszka: No czasem nie jest wesoło. Przychodzą takie momenty, kiedy się zastanawiamy, czy warto, czy bez lokalu dalibyśmy radę. Bez lokalu na pewno byłoby nam łatwiej finansowo, ale z kolei nie mając go wielu rzeczy nie moglibyśmy realizować. Moglibyśmy, powiedzmy, podnajmować sobie sale w jakimś urzędzie na godziny, ale nie mielibyśmy wtedy takiego swojego miejsca otwartego dla lokalnej społeczności. Nasz kontakt z mieszkańcami byłby zapewne dużo uboższy.
Tomek: Bardzo sobie wypracowaliśmy nasze relacje z okolicznymi mieszkańcami i firmami. Sąsiedzi pilnują nam lokalu, ludzie nas rozpoznają, przychodzą, rozmawiają. Śmiesznie było, kiedy załatwialiśmy miejsce parkingowe dla niepełnosprawnych. Wiadomo, miejsc mało, a mieszkańcy jeszcze nas wtedy nie znali i była niemała batalia. Nie chcieli nam tego miejsca oddać. Teraz, kiedy nas już znają i przychodzą na nasze zajęcia, nastąpiła zmiana o 180 stopni. Mieszkańcy sami pilnują tych miejsc, a jak ktoś zaparkuje to zaraz zwracają uwagę, że to miejsce zarezerwowane dla niepełnosprawnych ze Stowarzyszenia.
Wspomniałeś o zajęciach. Powiedzcie – co organizujecie?
Agnieszka: Obecnie realizujemy dwa projekty współfinansowane przez Dzielnice Mokotów są to „Aktywni sąsiedzi na Wierzbnie i Służewiecu” oraz „Mokotów Moje Miejsce – Miejsce Przyjazne Rodzinie” w ramach tych projektów działa: Koło Mokotowskich Gospodyń Miejskich, Warsztaty Ceramiczne, Warsztaty Historia naszej Dzielnicy, Sobotnie przedpołudnia z przygodą, Warsztaty: Bajki psychoedukacyjne, Klub wolontariusza (dla młodzieży), Warsztaty teatralne, Kącik ciekawej książki, Warsztaty rozwojowe dla dzieci „Qulturka”, Zajęcia usprawniające z elementami samoobrony dla mieszkańców, Warsztaty „Mała Gospodyni”, Spotkania w Krainie Baśni oraz Dyżury psychologa.
We współpracy z Wojewodą Mazowieckim realizujemy natomiast projekt skierowany do osób starszych w ramach którego odbywają się zajęcia usprawniające z elementami samoobrony oraz warsztaty ceramiczne. Dużo się dzieje. Wszystkie informacje są u nas na stronie i na facebooku.
Tomek: Warto dodać, że od dwóch lat jesteśmy organizacją liderską i prowadzimy działania w ramach partnerstw sąsiedzkich. W ramach tego organizowaliśmy niedawno na Służewcu „Dzień sąsiada”. Było sporo ludzi, animacje, występy przedszkolaków, warsztaty, pokazy baniek, plecenie koszyków wiklinowych i jeszcze dużo innych atrakcji. Przyszły całe rodziny z dziećmi. Jesteśmy z tego święta naprawdę zadowoleni. Prawdopodobnie następne takie święto zrobimy w ramach „Podwórkowej gwiazdki”.
Pora na kluczowe pytanie: Czemu to robicie?
Agnieszka: (śmiech) Ojej, nie wiem. Powiem szczerze, że jakoś nigdy się chyba tak naprawdę nie zastanawialiśmy. Po prostu mamy potrzebę działania w tym kierunku. Czuliśmy potrzebę zmiany otoczenia i nastawienia mieszkańców, między innymi do osób niepełnosprawnych, ale również do sąsiedzkości w ogóle. Zrobiliśmy plan i go wypełniamy.
Tomek: No, a początki były takie, że po prostu chcieliśmy pokazać, że możemy. Myślę, że niektórzy nie wierzyli, że osoby niepełnosprawne mogą coś zrobić. Wiele osób nam mówiło „nie róbcie tego, nie dacie rady”, nie wierzyły w nas. W głowach wielu osób jest takie przeświadczenie, że osoby niepełnosprawne tylko pobierają zasiłek i żyją „na koszt państwa”, tymczasem my pokazaliśmy, że może być zupełnie odwrotnie. Że to właśnie osoby niepełnosprawne mogą pomagać pełnosprawnym.
Agnieszka: Ale to jest proces i nie dzieje się to od razu. Pamiętam taką sytuację, to było niedługo po otwarciu „MOKOTOWO”. Zamiatałam przed wejściem i jakaś pani z sąsiedztwa przybiegła oburzona i krzyczała: „Jak to możliwe, że ktoś zatrudnia osobę o kulach i każe jej latać z miotłą.” (śmiech)
Tomek: W ogóle początki były i śmieszne i ciekawe. Ten lokal musieliśmy sobie sami wyremontować, bo był w bardzo złym stanie. Wszystko to udało się dzięki wsparciu naszych przyjaciół i znajomych, którzy poświęcali swój wolny czas by nam pomóc, ale sami też włożyliśmy w to miejsce wiele pracy. Agnieszka zamiatała, ja siedziałem na drabinie i pomagałem robić elektrykę, bo po zdjęciu starych paneli ściennych kable spadały nam na głowę. Kładłem tez płytki w łazience.
Inspektor z ZGNu, który wynajmował nam ten lokal i widział w jakim był on stanie, pytał, czy wiemy na co się porywamy. Później, kiedy przyszedł po remoncie, sam złapał się za głowę i powiedział, że nie przypuszczał, że może być tak dobrze. Takie zdziwione miny ludzi dają nam dużo satysfakcji.
No dobra, ale brutalna prawda jest też taka, że satysfakcji nie da się włożyć do garnka. Z czego żyjecie? Czy te dotacje obejmują wypłaty dla Was?
Agnieszka: W projektach jest pozycja, gdzie można wpisać „koordynację projektu”, więc zazwyczaj korzystamy z tej rubryki. Prowadzimy też niektóre warsztaty.
Tomek: Ale są takie miesiące, na przykład w zimie, kiedy wszystkie projekty się kończą i jest ciężko. Nie mamy wtedy wpływów, a wszystkie koszty są po naszej stronie i trzeba je płacić. Zawsze wtedy wraca pytanie – czy i jak dalej działać. Zawsze jednak, kiedy przypominamy sobie, jak dużo pracy już w to włożyliśmy i jak dużo udało nam już się zrobić, jaką społeczność zbudować wokół „Mokotowa” i jak wiele osób skorzystało z naszych działań, idziemy dalej.
A możecie wynajmować sale i na tym zarabiać? Jak możecie gromadzić środku na to, czego nie ożna ująć w budżecie projektów?
Agnieszka: I tak i nie. My chętnie udostępniamy sale dla lokalnych inicjatyw sąsiedzkich, ale nie możemy pobierać za to opłat, także nie jest to tradycyjny wynajem. A jak staramy się pozyskiwać środki? No cóż – Od zeszłego roku jesteśmy OPP i możemy zbierać 1 %. Można tez wpłacać na nasze konto darowizny. Szukamy też akcji i konkursów.
Prosimy też o głosy w konkursie organizowanym przez Bank BPH dla organizacji pozarządowych. Trzy organizacje z największą ilością głosów otrzymają dotacje na cele statutowe. 10, 20 i 30 tysięcy złotych. [LINK DO GŁOSOWANIA]
Jestem pod wrażeniem Waszej zaradności. Przyznam, że trochę dałam się złapać w pułapkę stereotypowego myślenia o niepełnosprawnych. Nie przypuszczałam, że można robić aż tak wiele. Wy robicie znacznie więcej niż niejeden pełnosprawny!
Agnieszka: Po prostu staramy się nie skupiać na naszej niepełnosprawności i nie traktować jej jak jakieś ograniczenie.
AK: No właśnie, rozumiem, że nie chcecie, abyśmy patrzyli na Was przez pryzmat wózka inwalidzkiego, ale jednak nasuwają się pewne pytania o to jak sobie radzicie w różnych sytuacjach. Na przykład, jak osoba poruszająca się na wózku może wejść na drabinę, żeby naprawiać kable?
Tomek: Dla chcącego nic trudnego.
Agnieszka: Wspinał się i podciągał i jakoś poszło (śmiech)
A dla Ciebie, Agnieszko, zamiatanie z kulami to nie problem?
A: No jest to trudne, ale stawiałam nawet ściankę z karton – gipsu, więc jak się ma motywację, to można prawie wszystko zrobić.
A na jakie bariery trafiacie na mieście, przy załatwianiu spraw stowarzyszeniowych?
Tomek: Problemem na pewno jest zima i nieodśnieżone chodniki, które tak naprawdę wykluczają osoby poruszające się na wózkach z życia publicznego. No i oczywiście schody, schody, schody. Głównie w urzędach i miejscach użyteczności publicznej. I nie jest to tylko domena Mokotowa. Bardzo wiele urzędów, jak na przykład Urząd Wojewody Mazowieckiego są w ogóle nieprzystosowane. Ba, nawet jak są windy dla ON (osób niepełnosprawnych – przyp. red.), to one nie działają… Dlatego jak składamy projekty i załatwiamy sprawy urzędowe, to musimy z Agą jechać oboje. Ja ją zawożę samochodem, a ona idzie na górę i składa pismo.
Bardzo Wam dziękuję za tę rozmowę i życzę dalszych sukcesów. Robicie naprawdę kawał dobrej roboty.
————————————————-
Strona Stowarzyszenia „W Stronę Marzeń”
Strona WSM na Facebooku
Każda zainteresowana osoba może przekazać darowiznę na numer konta
„Stowarzyszenia W stronę Marzeń”
23 1030 0019 0109 8530 0042 2047
Jeśli w tytule swojego przelewu umieścicie słowo „darowizna” to przekazaną kwotę będziecie mogli odliczyć sobie od podatku (w przypadku osób fizycznych odliczyć można 6 % podstawy opodatkowania, natomiast w przypadku osób prawnych jest to 10 %).