Jeszcze do niedawna u zbiegu Rakowieckiej i Wiśniowej stał oldskulowy pawilonik z kuchnią wietnamską. W barze tym pracowały równie oldskulowe panie, które obsługując klientów albo piłowały paznokcie, albo przeglądały tabloidy prowadząc przy tym między sobą zażarte dyskusje na sprawy wagi państwowej, to jest na przykład jak zrobić dobre tipsy. Bar podobno uległ spaleniu i – pewnie się ze mną zgodzicie – od tamtej pory brakowało w tym rejonie miejsca z kuchnią azjatycką w rozsądnej cenie.
Dziś idę sobie Rakowiecką od Puławskiej, patrzę, a w pawilonach naprzeciwko Urzędu Dzielnicy powstał jak nic – duży, CZYSTY i nawet nieśmierdzący bar azjatycki Bong Bong.
Bong Bong działa zaledwie od 7 stycznia i – jak się dowiedziałam – właściciel zatrudnia kucharza, który wcześniej pracował we wspomnianym we wstępie pawilonie na rogu. W ofercie ma różne dania azjatyckie, a chwali się zupą Pho i daniami na gorących półmiskach.
Ceny sporo wyższe niż u poprzednika, ale w sumie mnie to nie dziwi bo warunki jednak lepsze. Jak na „chinola” jest schludnie, wygodnie i (przynajmniej na razie) czysto.
Niestety bardzo się spieszyłam, więc wzięłam jedno danie na wynos. Małe krewetki mun ogniste. Ku mojemu pozytywnemu zaskoczeniu ognistość krewetek dała się ustalić przy zamówieniu. Tak wyglądały po przyjściu do domu:
Zdjęcie robiłam na szybko komórką, więc jakość fotki nie jest najlepsza, ale krewetki były pyszne, świeże, a warzywa w sosie nie były rozgotowane, papryka nawet chrupała, co rzadko się zdarza.
Na pewno będę jeszcze ich miała na oku (albo na języku ;-)).
Bong Bong
Kuchnia Azjatycka
ul. Rakowiecka 2b, Warszawa