ZAPACH CZEKOLADY NA KAMIONKU

4
3212

Mamy u nas, na Pradze pewne bardzo słodkie miejsce – fabrykę Wedla. Ci z Was, którzy mieszkają lub mieszkali w okolicy, pewnie kojarzą zapach kakao, unoszący się w powietrzu, w pobliżu fabryki. Dla mnie samej ta słodka woń, to do dzisiaj jedno z sentymentalnych wspomnień z dzieciństwa. A skąd te zapachy właśnie na Pradze? Poznajcie historię rodziny Wedlów i ich fabryki na Kamionku.

A jeśli chcecie zobaczyć, jak wygląda fabryka czekolady od środka – kliknijcie w nasz wpis TUTAJ. 🙂

PIERWSZĄ WEDLOWSKĄ GORĄCĄ CZEKOLADĘ WYPITO 160 LAT TEMU

Historia Wedla w Warszawie zaczęła się w 1851 roku, od małej cukierni w okolicach Starego Miasta, przy ul. Miodowej. To w tym miejscu Karol Wedel, który kilka lat wcześniej przyjechał z Niemiec, otworzył mały lokal. Jak na dzisiejsze standardy, nie była to typowa cukiernia, bo obok ciastek można było kupić również produkty farmaceutyczne – karmelki do ssania na kaszel i pastylki miętowe. Lokal cieszył się sporym powodzeniem, a prawdziwym hitem była w nim gorąca czekolada. Posunięcie z wprowadzeniem czekolady do menu było dosyć ryzykowne, gdyż nie była ona wtedy popularna. Ale okazało się, że pomysł na gorącą czekoladę był strzałem w dziesiątkę. Dość powiedzieć, że w dniu otwarcia sprzedano jej aż 400 filiżanek. Od tej pory na tyłach cukierni, w swoim zakładzie Karol Wedel produkował czekoladę, którą później z powodzeniem sprzedawał w swojej cukierni. Karol Wedel oprócz dobrej jakości produktów postawił też na reklamę w prasie, co było bardzo nowatorskim pomysłem w tamtych latach. Ale reklamy wyglądały trochę inaczej niż te dzisiejsze. Popatrzcie na jedną z nich – ciekawe, czy ktoś dzisiaj promowałby kakao, porównując je do lekkostrawnego kleiku. 😉

Polecamy:

PODPIS EMILA WEDLA NA KAŻDEJ KOSTCE CZEKOLADY

Następcą Wedla, w powoli tworzącym się imperium czekolady był jego syn Emil. Trzeba przyznać, ze właścicielem rodzinnego biznesu został w ciekawy sposób … dostał firmę w prezencie ślubnym. 😉 Tuż po otrzymaniu, tego dosyć hojnego prezentu przeniósł rozwijający się zakład na ul. Szpitalną, gdzie najpierw działała sama fabryka, a potem została wybudowana piękna, stojąca do dziś kamienica (mieści się tu dzisiaj główny sklep firmowy i pijalnia czekolady). Emil Wedel znacznie rozwinął rodzinną firmę, ale prawdziwą sławę zyskał dzięki swojemu podpisowi. Nie wiem czy wiecie, ale w zasadzie większość z nas, również dzisiaj, zna podpis Emila Wedla. Napis „E. Wedel” na każdym opakowaniu dzisiejszych wyrobów, a nawet na każdej kostce czekolady, to właśnie podpis Emila Wedla.

Znakowanie opakowań swoim faksymile Emil Wedel wprowadził w związku z nagminnym podrabianiem produktów firmowych. I taki właśnie podpis (tylko lekko zmieniony), 150 lat po wymyśleniu znakowania, widzimy na wszystkich opakowaniach firmowych.

WEDEL PRZENOSI SIĘ NA PRAGĘ

Firma szybko się rozwijała i w pewnym momencie zakład przy Szpitalnej również okazał się za mały. I tutaj wkraczamy na Pragę, a dokładnie na Kamionek. Emil Wedel kupił spory teren w okolicach ul. Zamoyskiego (wtedy była tu ul. Wołowa), mając w planach wybudowanie tu dużej fabryki. Niestety I wojna światowa przerwała te plany. Wrócił do nich syn Emila, Jan, który przejął firmę w roku 1923. Budowę fabryki na Kamionku zakończył w 1932 roku. W całym kompleksie powstały zabudowania fabryczne oraz budynek administracyjno-mieszkalny, w którym mieszkał sam Jan Wedel.

Tak fabryka wyglądała po zbudowaniu:

A tak wygląda dzisiaj:
Duża część zabudowań jest odrestaurowana, ale są też takie, które są częściowo opuszczone:

Jan Wedel, to jedna z tych postaci z Pragi, która zdecydowanie zasługuje na pamięć. Doskonale znał się na prowadzeniu biznesu, ale przede wszystkim był prawdziwym filantropem. Czy wiecie, że w fabryce na Kamionku pracownicy mieli do dyspozycji żłobek dla dzieci, przedszkole i przychodnię? Są to rzeczy niespotykane nawet w dzisiejszych czasach, a co dopiero w latach 30. ubiegłego wieku! Jan Wedel tylko godzinę dziennie spędzał przy biurku, przez pozostały dzień obchodził całą fabrykę, rozmawiał z pracownikami (znał każdego z imienia i nazwiska), przyjmował ich w gabinecie, wysłuchując prywatnych problemów. Udzielał im pożyczek, które później częściowo umarzał. Starał się również integrować pracowników, tworząc sekcje sportowe, koła zainteresowań i chór. A przy tym wszystkim cały czas rozwijał firmę, która za jego czasów stała się znana również poza granicami kraju. Wyroby można było już kupić m.in. w Paryżu, Londynie, Nowym Jorku, a nawet w Japonii. Do dystrybucji produktów opracowany został specjalny system – po kraju jeździły samochody, oznakowane znakiem Wedla, a za granicę produkty były transportowane specjalnie do tego celu zakupionym samolotem (co ciekawe dostawa np. do Francji była darmowa). Samolot był też wykorzystywany do celów reklamowych. W sezonie letnim latał m.in. nad polskim morzem promując firmowe produkty.

Jeden z samochodów dostawczych Wedla:

NOWOŚCI, NOWOŚCI, NOWOŚCI

Jan Wedel znany był z nowatorskich pomysłów. Wyobraźcie sobie spacer po warszawskim parku w dwudziestoleciu międzywojennym. Ostatnie czego się spodziewacie to widok ustawionego w alejce automatu ze słodyczami. 😉 A taki właśnie automat – pierwszy w Warszawie – ustawił Jan Wedel, przy wejściu do Parku Skaryszewskiego. Jan ma na swoim koncie również stworzenie jednego ze sztandarowych produktów – ptasiego mleczka. Był chemikiem i sam opracował recepturę na ten produkt. Podobno jest ona trzymana w sejfie, do którego dostęp ma tylko kilka osób z firmy. 

Po tym jak produkcję przeniesiono na Pragę rozszerzono asortyment (zaczęto m.in. wypiekać biszkopty) i zautomatyzowano całą produkcję. Nie będę Wam opisywała zawiłości usprawnień linii produkcyjnych, ale jedna rzecz jest naprawdę ciekawa. W fabryce zbudowano specjalne rury pneumatyczne, które pełniły rolę wewnętrznej poczty, i którymi w obie strony transportowane były dokumenty. Tak, tak w Wedlu już w latach 30. mieli taki system, jak ten który spotykamy m.in. w dzisiejszych supermarketach. 😉

KONIEC PRAWDZIWEGO WEDLA

Rozwój firmy przerwała niestety wojna. Fabryka została podporządkowana pod niemiecką produkcję, ale Jan Wedel właściwie przez całą wojnę zajmował się wspieraniem potrzebujących: przekazywał za darmo produkty spożywcze z magazynów, wydawał w fabryce ciepłe posiłki dla najuboższych, rozdawał wypiekany na miejscu chleb, przygotowywał paczki dla biednych. Jednocześnie na terenie fabryki organizował tajne nauczanie. Fabryka, choć zniszczona i rozszabrowana, przetrwała wojnę (mimo że Niemcy próbowali ją wysadzić w powietrze). Jan Wedel nie wrócił jednak na swoje stanowisko. Fabrykę znacjonalizowano, a Jan został usunięty z kierownictwa i wydano mu dożywotni zakaz wstępu do fabryki. Podobno po wojnie często można go było spotkać w Parku Skaryszewskim, gdzie siedział na ławeczce przy jeziorku i patrzył na „swoją fabrykę”.

22 LIPCA CZY E.WEDEL?

Oprócz wykluczenia Jana Wedla z kierownictwa, zmieniono również nazwę firmy. Na nową nazwę wybrano „22 lipca” – najbardziej znaną datę w PRL (to tego dnia otwierano wszystkie mosty, budynki i place). Ówcześni oficjele nie bardzo umieli sobie poradzić z połączeniem nazwy „22 lipca” z logiem E. Wedel, powstał więc ciekawy zbitek słów Zakłady przemysłu cukierniczego im. 22 Lipca d. (dawniej) E.Wedel”. Słowa „Wedel” i „22 lipca”, zostały połączone specjalnie, tak by promowany wszędzie „22 lipca” zebrał trochę blasku, od bardzo dobrze kojarzonej nazwy firmy. Ale Polacy, jak to często bywa, podeszli do sprawy z żartem i dzień 22 lipca zaczęli nazywać „Świętem Dawniej E. Wedla”. 😉 Do starej nazwy „E. Wedel” powrócono w 1989 roku.

Tak kiedyś wyglądały hale fabryki na Kamionku:

A tak w latach 60. wygląd jeden z flagowych sklepów Wedla:

Jakość produktów w PRL była średnia, ale najgorszy moment nastąpił w latach 80. Może część z Was pamięta jeszcze z tych czasów produkty czekoladopodobne. Ja pamiętam. 🙂 Pojawiły się one w ofercie, gdyż z powodu kryzysu ekonomicznego nie można było do Polski sprowadzać ziaren kakaowca. A bez ziaren kakaowca prawdziwej czekolady niestety nie ma.

Duże zmiany w Wedlu przyszły po 1989 roku. Firmę przejmowały kolejne wielkie, zagraniczne koncerny. Wedel dzielony był na mniejsze spółki, potem znów łączony. Był taki czas, że trudno było nadążyć za tymi zmianami i za tym co się kryje pod kolejnymi nazwami. Do tego doszedł spór o korzystanie ze znaku towarowego E. Wedel – chyba najcenniejszej rzeczy w całej firmie. Dziś to już na pewno nie ten sam Wedel co kiedyś. To po prostu, kolejna duża marka, sprzedająca zwyczajne słodycze. Ale mimo wszystko, znając historię firmy pewien sentyment do nazwy „Wedel”, cały czas mam i jak przechodzę w okolicach fabryki i czuję słodki smak kakao, to budzą się we mnie miłe wspomnienia z dzieciństwa. I przypominam sobie, jak jako dziecko stałam w kolejkach z rodzicami, po obcięte końce wykrajanych torcików wedlowskich. 😉

A Wy macie może jakieś wspomnienia związane z fabryką Wedla? Jeśli tak, to może podzielicie się nimi w komentarzu?

A NA KONIEC JESZCZE PARĘ CIEKAWOSTEK:

  • oprócz znaku firmowego w formie podpisu „E. Wedel” symbolem firmy był też rysunek chłopca siedzący na zebrze i trzymającego na plecach kilka tabliczek czekolady (swoją drogą ciekawe zestawienie, szczególnie z tą zebrą);

    • w fabryce oprócz Ptasiego Mleczka narodził się również Torcik Wedlowski;
    • w 1945 roku na fabryce zawisł pierwszy powojenny neon;
  • w latach 70. w fabryce rozpoczęto produkcję delicji – delicje nie były pomysłem polskim, ciastka produkowano na licencji brytyjskiej; dziś delicje nie są już produktem wedlowskim – zwróćcie uwagę, że na opakowaniu nie ma już charakterystycznego podpisu Emila Wedla; to efekt zawirowań wokół firmy i znaków towarowych w ostatnich latach.
Uważasz, że to, co robimy jest wartościowe? Chcesz więcej?
Bardzo się cieszymy, bo robimy to właśnie dla Ciebie. Możemy powiadamiać Cię o nowościach na blogu. Żadnego spamu ani lania wody. Tylko najciekawsze artykuły z danego tygodnia. 
Twój adres email jest u nas bezpieczny, a z listy powiadomień możesz się wypisać w każdej chwili.

4 KOMENTARZE

  1. Też pamiętam ten łam torcikowy kupował dziadek w sklepie taki przezroczysty worek foliowy. To było super zawsze uważałem że torcik oblany czekoladą był za słodki, skrawki kółek były idealne, ptasie mleczko też zawsze oddzielałem z czekolady i jadłem samą piankę, była pyszna śmietankowa rozpływała się w ustach miała połysk po zdjęciu czekolady i nie było problemem jej zdjęcie , przez krótki czas był taki smakołyk warszawski był to blok czekoladowy moim zdaniem zmieszany z tym łamem torcikowym, potem pojawiły się wafelki torcikowe czyli doszło do fabryki że są fani torcika bez polewy, dziś już to nie to samo, a główna różnica to brak tych olei, masła i pozostałych tłuszczy które zapewniały wilgotność i konsystencję mas kakaowych wyrobów z kakao oraz pysznego ptasiego mleczka. łezka w oku się kręci dlaczego ludzkość dopuszcza do takich degradacji nawet jeśli te słodycze były by droższe niż inne dalej byłby na nie popyt, z delicjami też to beznadziejna historia że już Wedel ich nie firmuje, cóż musiało się dziać w tej fabryce mury wiedzą najwięcej. Żal w sercu mam do ludzi jak mogli dopuścić do tego by J. Wedel mógł tylko z parku patrzeć na swoją fabrykę to barbażyństwo

    • mam takie same wspomnienia. Duży foliowy worek z końcówkami torcików wedlowskich, oddzielane od czekolady Ptasie Mleczko i ten pyszny blok czekoladowy 🙂

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here