Zanim nastały czasy rozmnażania aptek przez pączkowanie, APTEKA była jedna. Ta na Rakowieckiej. Przynajmniej dla mnie. Dokładnie pamiętam w niej czarno-białą posadzkę, podwójne drzwi wejściowe, kaloryfery za kratą, mleczne szyby przy ladzie i moje dziecięce domysły, co jest za nimi…

Już przy wejściu można było poczuć charakterystyczny zapach tajemnych specyfików, a jedyna przestrzeń, która prezentowała się w całej okazałości, to ta pod sufitem. Często spoglądałam na nią i na żyrandole ze szklanymi kulami, myśląc sobie, że one widzą dużo więcej, niż ja, bo patrzą z góry na wszystko to, co dzieje się za szklanym płotkiem.

Czasem, kiedy odstałyśmy z mamą swoje w kolejce, można było wtrynić nos w dziurkę przy kasie. Co to było za święto! Widać było półki, buteleczki, pudełeczka i coś jeszcze – drzwi na zaplecze. Wtedy odchodziło się od kasy z zakupionym specyfikiem, bądź nie, a młody człowiek całą drogę powrotną do domu miał rozkminę, jak wygląda zaplecze apteki i jak się robi te wszystkie leki.

Kiedy byłam już nastolatką to właśnie w tej aptece przyszło mi kupić moje pierwsze artykuły higieny dla kobiet. Nie było wtedy rossmanów, superfarmów i innych naturów. Na szczęście nie było wtedy kolejki, bo chyba spaliłabym się ze wstydu!

W przeciwnym wypadku mogłoby być tak. 🙂

Polecamy:

A wiecie, że apteka na Rakowieckiej wystąpiła w kultowym „Misiu”?

Zobaczcie! 22 minuta i 45 sekunda:

https://www.youtube.com/watch?v=oEozxAlKx6s

Napiszcie koniecznie, jak Wy pamiętacie aptekę na Rakowieckiej. Powspominajmy razem!

Uważasz, że to, co robimy jest wartościowe? Chcesz więcej?
Bardzo się cieszymy, bo robimy to właśnie dla Ciebie. Możemy powiadamiać Cię o nowościach na blogu. Żadnego spamu ani lania wody. Tylko najciekawsze artykuły z danego tygodnia. 
Twój adres email jest u nas bezpieczny, a z listy powiadomień możesz się wypisać w każdej chwili.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here