Jeden z najbardziej popularnych lokali gastronomicznych Mokotowa to mieszcząca się niedaleko „Morskiego Oka”, meksykańska restauracja „Blue Cactus”. Kto był, ten wie, że miejsce to jest praktycznie wypełnione po brzegi o każdej porze dnia i tygodnia. W czym tkwi sekret takiej popularności? Nasza rodzinna pięcioosobowa drużyna testerów postanowiła to sprawdzić w sobotę, 30 stycznia.
Restauracja mieści się w wolnostojącym, kolorowym budynku. Już z zewnątrz zaprasza ciepłymi kolorami zapowiadając meksykańskie klimaty. Wchodzimy do środka i nie mogę oprzeć się wrażeniu, jakbym była na innym kontynencie. Feria barw, egzotyczne drewno, kolorowe mozaiki i typowe dla meksykańskich klimatów kręcące się wentylatory – wiatraki pod sufitem. Wybieramy sobie jeden ze stolików i już po chwili podchodzi do nas kelner. Szybko wyłapuje, że jesteśmy z małym dzieckiem i po chwili przynosi wysokie krzesełko. Przy okazji – większość restauracji ma białe krzesełka z IKEA (są najtańsze), z których co ruchliwsze dzieci wypadają bo mają słaby system pasów. Tu dostaliśmy porządne miękkie krzesełko z pięciopunktowymi pasami i regulowanym oparciem. Mała rzecz, a cieszy – przynajmniej mnie, jako matkę. Oprócz krzesełka dla najmłodszej testerki, dostaliśmy również zestaw do kolorowania dla starszych jurorek, co skutecznie zajęło je na dłuższą chwilę, a nam pozwoliło przestudiować menu.
Ponieważ byliśmy z misją przetestowania knajpy, postanowiliśmy zamówić dania jak najbardziej różnorodne. Były to: klasyczne burrito z kurczakiem (38zł), lemon chicken z grilla z frytkami (32zł), burger „The best” (25zł) i quesadilla z serem z menu dla dzieci (19zł). Kelner przyjął zamówienie, a my postanowiliśmy zrobić sobie rundkę po knajpie. A było co oglądać! Oprócz dużej, wspólnej sali, „Blue Cactus” ma jeszcze kilka ciekawych zakamarków, płotków, zakrętów i schowków oraz całą salę zabaw dla dzieci! Naszą uwagę jednak bardzo szybko zwróciła duża szyba w sali głównej, za którą był najprawdziwszy, duży węglowy grill, a na nim – nasz kurczak umiejętnie obkręcany przez uśmiechniętego kucharza.
Wróciliśmy do stolika i już po chwili – miłe zaskoczenie. Wszystkie potrawy podała nam cała ekipa kelnerów jednocześnie, dzięki czemu mogliśmy rozpocząć posiłek nie czekając jedno na drugiego, jak to w niektórych restauracjach się niestety zdarza.
A teraz opis dań: Burrito to dla mnie po prostu marzenie. Wszystkie składniki idealnie skomponowane – mięso, sos, ryż, warzywa – no po prostu niebo w gębie. Do niego w komplecie dostałam salsę, której smak i konsystencja przypominały mi lato na działce – świeże pomidory, papryka i inne dodatki były tak umiejętnie zmieszane, że każdy widelec smakował inaczej. Oprócz salsy była też sałatka z zaskakującym dodatkiem tabasco. Zupełnie nowe doznania. Burger „The best” to znów ‘niebo w gębie’. 200g wołowiny Angus przyrządzonej według życzenia klienta, do tego bekon, ser ementaler, cebula, ogórki konserwowe i majonez BBQ na domowej roboty sezamowej bułce brioche. Pyszne, ale porcja jednak nieco mniejsza niż burrito. Legenda Blue Cactus – lemon chicken połączył w sobie przecudny aromat ogniska z orzeźwiającą nutą cytryny. Szkoda jednak, że wszelkie dodatki do niego trzeba domawiać oddzielnie. Na koniec pozycja z menu dla dzieci: Quesadilla z serem podana z małym garnuszkiem krojonych owoców. Nasze starsze córki testerki stwierdziły, że pyszne, ale jeśli macie dzieci, które lubią zjeść, to jednak polecam Wam zamówić coś z dorosłego menu, bo po dziecięcej quesadilli po pięciu minutach nie było śladu, a brzuch ośmiolatki wołał ‘jeszcze’! Na szczęście olbrzymie burrito wyrównało bilans i suma summarum wyszliśmy najedzeni po sufit.
Podsumowując, „Blue Cactus” to naprawdę niepowtarzalna knajpa na rodzinne wyjścia. Lubię gotować i wychodzi mi to całkiem nieźle, ale takich dań na pewno nie ugotuję sama w domu, zwłaszcza w środku zimy. Obsługa kelnerska bardzo przyjazna, pomocna i na najwyższym poziomie, choć jednocześnie zachowuje sympatyczny luz w relacji z klientem, a zwłaszcza dziećmi. Ceny są raczej restauracyjne niż barowe, ale będąc w „Blue Cactus” wiesz za co płacisz. Wizyta w tym miejscu jest jak podróż, a za takie doznania czasem warto zapłacić.
[spider_facebook id=”1″]