Tę knajpę na czwartkowe testy wybrał mój mąż. Mówi tylko – zadzwoń zarezerwować stolik. Wystarczył telefon z informacją, że przyjdzie rodzina z dziećmi, a już z ulicy widzieliśmy przez szybę, która miejscówka będzie nasza. Przy kąciku dla dzieci czekał na nas czteroosobowy stół z dostawionym krzesełkiem do karmienia. Dobrze się zaczyna – pomyślałam.
Bombaj Masala to jedna z dwóch restauracji indyjskich o tej nazwie (druga jest w biurowcu Atrium na Jana Pawła). Kiedy wchodzi się do środka, pierwsze, co przykuwa wzrok to ogromna, przeszklona, w połowie otwarta kuchnia. Co ważne, w kuchni gotują jedynie rodowici Hindusi.
Zajmujemy miejsca wskazane przez przemiłego kelnera/managera i zabieramy się do oglądania menu. A menu jest jak „Moda na sukces” – takie długie. Posiada prawie sto pozycji! Widząc nasze lekkie niezdecydowanie przemiły pan przychodzi nam z pomocą i bardzo cierpliwie odpowiada na nasze pytania i doradza. Po burzliwej naradzie zamawiamy: Murgh makhani – butter chicken – Kurczak z pieca tandoor w kremowym sosie pomidorowo-orzechowym (34zł),
Chicken tikka sizzler – kurczak z pieca tandoor z warzywami podawany na gorącym półmisku (36zł)
i Aloo bhindi bhaji – Okra z ziemniakami smażona w indyjskich przyprawach z kokosem (26zł).
Do każdego z dań serwowany jest ryż albo tradycyjny chlebek naan pieczony w piecu tandoor. A ten piec i sposób wypiekania chlebków to jest w ogóle mega atrakcja. Piec tandoor to nic innego, jak wielki, gliniany, okrągły gar. Kucharz na oczach gości wyrabia ciasto na te chlebki, robi z niego małe kulki, a później te kulki spłaszcza i przykleja do ścianek pieca. O tak to wygląda (ta akurat fotka nie jest z BM, ale dokładnie taką samą techniką tam wypiekają):
Tak wygląda zabudowany piec tandoor w Bombaj Masala:
No, ale wróćmy do naszych dań. Butter chicken zamówiony z myślą o dzieciach to był strzał w dziesiątkę. Delikatny i wyrazisty zarazem, soczysty, ale nie „rozciapciany”. Dobrze, że w Bombaj Masala podają dania na wspólnych miskach na środek stołu, bo do tego kurczaka każdy sięgał najczęściej. Kurczak Tikka też był pyszny, ale ciut ostrzejszy od łagodnego Murgh makhani. Sama chętnie gotuję dania jednogarnkowe, ale to, co im wyszło – mi nigdy nie wychodzi. Zrobić pyszne, skwierczące danie, a nie rozgotować warzyw. Oni tę sztukę opanowali, bo warzywa były aromatyczne i chrupiące.
Jako ciekawostkę zamówiliśmy też okrę, warzywo wcześniej mi nieznane. Dla tych, którzy go nie znają, w smaku najbardziej przypominało mi fasolkę szparagową. Okra jest jednak ciut twardsza i jakby bardziej… włochata? Danie z okry i pieczonych ziemniaków w sosie było bardzo aromatyczne i zdecydowanie poszerzało standardowy wachlarz doznań smakowych. Podobnie jak serwowane sosy i dodatki.
Zamówiliśmy trzy dania dla czterech osób i mimo, że były pyszne, nie daliśmy im ilościowo rady i poprosiliśmy o zapakowanie do domu. Stwierdziliśmy jednak, że skoro jesteśmy już w tak oryginalnym miejscu, to spróbujemy też tradycyjnych indyjskich lodów Kulfi i koktajlu Mango Lassi. Jeśli lubicie naprawdę słodkie i treściwe desery, to lody Kulfi będą dla Was. Są one bardzo mięsiste i zawierają zmielone orzechy. Mi osobiście bardziej smakuje tradycyjny i znany już fanom kuchni indyjskiej koktajl z mango. Pychotka.
Bombaj Masala to według mnie pewniak, jeśli chcecie zjeść tradycyjne i sprawdzone dania kuchni indyjskiej oraz pokazać dzieciom trochę kultury Indii „od kuchni”. Nie mogę tu nie napisać o naprawdę świetniej, przyjaznej obsłudze, która dosłownie czyta w myślach. Polecam.
Bombaj Masala, ul. Marynarska 21
Strona internetowa: http://bombajmasala.pl/mokotow/
Podobała Ci się ta recenzja? Zostaw kciuka.
[spider_facebook id=”1″]