„Ale mi się gratka trafiła!” pomyślałam sobie, kiedy otrzymałam zaproszenie na spotkanie zorganizowane przez portal Zomato. Jak już Wam pisałam, od jesieni współpracuję z Zomato na zasadzie wzajemnej promocji: ja linkuję do nich, oni do mnie (może zauważyliście małe linki pod każdą recenzją). Przy okazji Zomato prowadzi ranking najbardziej aktywnych blogerów i tak się zdarzyło, że znalazłam się w pierwszej dziesiątce (no, dokładniej to na drugiej pozycji, ale nie bądźmy szczegółowi ;-)) W nagrodę otrzymałam zaproszenie na (jak by to po polsku powiedzieć?) Zomato foodie meetup. A że spotkanie miało się odbyć w restauracji na Mokotowie, jasne było, że muszę się tam zjawić.
Teraz powinnam zrobić zwięzły opis knajpy…
Tyle, że w przypadku Casablanki to nie takie proste. Działają od 2016 roku. To jedyna rzecz pewna. Wiem też, że Casa jest młodszą siostrą restauracji „Na Lato” z Powiśla. Wystrój jest miły dla oka. Dużo przemyślanej gry światłem i motywów roślinnych. I to by było na tyle. Reszta zwykle używanych określeń będzie w przypadku Casa niewystarczalna. Nie można jej bowiem jasno sklasyfikować li tylko jako restaurację, bo nocą podobno zamienia się w „intymny drink bar”, a za dnia jest również sklepem z delikatesami. Nie mogę też wyraźnie napisać, że jest to restauracja serwująca dany typ kuchni, bo sami przyznają się do licznych podróży widelcem po mapie. Z jednej strony ta różnorodność i uniwersalność może być bogactwem, z drugiej… przekleństwem.
Do stołu podano
Dobrze, że mi napisali na karteczce, bo inaczej w życiu bym nie zapamiętała tego bukietu! Z przystawek najbardziej zapamiętałam ceviche (20 zł) , czyli sałatkę z dorsza w mleku tygrysim (sok z limonki z przyprawami). Ale zapamiętałam niestety nie przez bogactwo smaku (dominował smak kwaśny), a przez to, że druga partia ryby żuła się jak przeterminowane żelki. Były też krokiety hiszpańskie (17 zł). Do kwaśnego smaku ceviche stanowiły dobrą przeciwwagę, bo były słone i ciężkie. Niektóre za słone niestety.
Danie główne wyglądało bardzo kolorowo. Miałam nadzieję, że po dość monotematycznych smakowo przystawkach zaktywuję i inne kubki smakowe.
Przed Wami łosoś jurajski z czarną soczewicą i fenkułem (55 zł)
polik wołowy z puree z batatów i kaszą gryczaną (49 zł)
oraz ragout z ciecierzycy (30 zł)
Ładnie wygląda, co nie? Ale powiem Wam, że niestety znowu wygląda lepiej niż smakuje. Łosoś był totalnie bez smaku. Ragout z ciecierzycy również mnie nie powaliło. Najmocniejszym ogniwem okazała się wołowina, która faktycznie rozpływała się w ustach, ale niestety i ona nie wywołała tego błogiego uczucia kiedy to człowiek zamyka oczy i mruczy „mmm”.
Desery najlepsze
Jedyną rzeczą, która wywołała u mnie opisaną wyżej reakcję była beza kardamonowa z sorbetem z limonki (19 zł). Gdyby raj był potrawą, to byłby zamknięty właśnie w takiej idealnej, okrągłej kuli z chmur i kardamonu. Niebo!
Darowanemu koniowi
Chcę zaznaczyć, że ta recenzja jest nieco inna od wszystkich, bo kolacja była ustawiona, szef kuchni wiedział, że przyjdziemy, a degustacja była, jak to mówią Anglicy „on house”. Ale mimo to wydaje mi się, że potrafię zachować jako taki obiektywizm i ten obiektywizm mówi mi, że było… no jakoś tak niewyraźnie.
Niestety współtowarzysze spotkania mieli podobne odczucia. Niby wszystko piękne, świeże, składniki wyszukane, jednak w większości dań czegoś po prostu zabrakło. Może lepszych proporcji? Może częstszej kontroli jakości? A może po prostu dobrego fokusa, który by Casablankę jakoś dookreślił i zdefiniował? Przecież nie można być dobrym we wszystkim.
Symbolem tego, co piszę, niech będzie pewne spostrzeżenie. Otóż na stronie Casablanki w zakładce „O nas” załoga umieściła całkiem fajne zdjęcie, tyle, że coś jest z nim nie tak. Chodzi o to, że ostrość ustawiona jest na drzewa i budynki w tle, a uśmiechnięta ekipa z pierwszego planu jest jakby zamazana, niewyraźna. Od razu skojarzyła mi się reklama pewnego leku sprzed kilku lat. Pamiętacie?
Aż chciałoby się rzec: „Wyglądasz niewyraźnie, weź Rutinoscorbin [Casablanko].”
Mimo niedociągnięć życzę Casablance dużo sukcesów. Może jeszcze wpadnę na testy bez zapowiedzi 😉
Casablanca Day & Night
(tudzież Casablanca Biały Kamień)
ul. Żaryna 2b
Warszawa