Wczoraj odwiedziliśmy z rodzinką nagradzany i wychwalany GringoBar przy ulicy Odolańskiej. Dla tych, którzy Gringo nie znają, jest to mały lokalik na ulicy Odolańskiej na Starym Mokotowie serwujący szybkie dania kuchni meksykańskiej.
Ta miejscówka była na mojej liście „opisz koniecznie” już od dawna. Wystrój knajpki jest, jak na meksykańskie klimaty, dość łagodny – dużo bieli i beży. Tu na zdjęciu poniżej widok na salę na pięterku.
Gdzieniegdzie bystre oko zauważy elementy wystroju przywiezione z meksykańskiej ziemi, dzieciaki mogą mieć niezłą frajdę z ich poszukiwania, bowiem są rozmieszczone w najmniej oczywistych miejscach.
Na honorowym miejscu stoi kolekcja nagród, które GringoBar dostał przy różnych okazjach:
GringoBar bardzo dba o swoją identyfikację wizualną. W ich logo jest trupia czacha przewiązana kolorową chustką.
Elementy te pojawiają się wszędzie – na ścianach, na napojach, nawet na serwetkach.
Nawet fajne to i trzeba przyznać, że nadaje temu miejscu bardzo oryginalny charakter, jednak zależy mi bardzo mocno, aby w tej recenzji oddzielić kwestie dobrego marketingu od samego produktu. Przejdźmy zatem do jedzenia.
Przy barze na dole próbujemy rozkminić kolorowe menu. Generalnie sprawa jest prosta – składniki w środku są wprawdzie wymienne, ale głównie mamy do wyboru burrito, quesadillę, tacosy lub enchiladę. Wszystkie zdjęcia dań z cenami znajdziecie tu.
Głodni i ciekawi nowych smaków zamawiamy duże burrito z chili con carne (25 zł), a dla dzieci bierzemy polecaną przez pana za ladą quesadillę z kurczakiem (25 zł) . Do picia bierzemy napój Buenos za 10 zł. Uzgadniamy z panem za ladą, że przyniesie nam również lód, bo napój nie był schłodzony.
Po jakimś czasie zamówienie gotowe i odbieram moje wytęsknione DUŻE burrito. Tak, dobrze przeczytaliście. Tak właśnie wygląda duże burrito. Jeśli dodam, że jestem naprawdę niską osobą i mam małe i krótkie paluszki, to zrozumiecie, że burrito jest jeszcze mniejsze niż Wam się wydaje. No serio, za tę cenę spodziewałam się czegoś więcej. No, ale przejdźmy do jego zawartości.
Na plus: sporo mięsa, świeża kolendra, papryczki jalapenio, fasolka, burrito nie było dopchane ryżem.
Na minus: zdecydowanie rozmiar, burrito trochę brakowało wyrazistości
Dzieci dostały quesadillę z serem cheddar i kurczakiem. Quesadilla to dwie tortille położone jedna na drugiej, pomiędzy nimi farsz. Nasza przekrojona była na cztery ćwiartki i prezentowała się tak: Jeśli brakuje Wam skali to dodam że kubeczki widoczne na zdjęciu miały wysokość połowy zwykłego kubka, czyli quesadilla miała jakiś centymetr – półtora grubości. W kubeczkach znajuje się salsa owocowa i jogurt.
Na plus: Niewątpliwie wszystko było ŚWIEŻE, warzywa w środku nie straciły surowego charakteru mimo podania na ciepło. Papryka i cebula były jak najbardziej sprężyste i zmaczne. Quesadilla w smaku była łagodna, zgodne z zamówieniem dla dzieci.
Na minus: znowu niestety rozmiar, no i stosunek ilości do ceny. Przypominam, że te dwa „naleśniki” z kurczakiem kosztowały 25 złotych. I jesteśmy w knajpie samoobsługowej, a nie restauracji full serwis.
Przy okazji obsługi, panowie za ladą byli naprawdę bardzo mili i nawet pięknie się uśmiechali do zdjęcia, niestety pomimo przypominania się w sprawie obiecanego lodu – nie doczekaliśmy się. No ale trudno, rozumiem, że każdy może być zabiegany i zapomnieć. Może by tak tylko z okazji wyrozumiałości dla obsługi trochę obniżyć ceny…
Reasumując, Gringo Bar to niewątpliwie oryginalne miejsce serwujące świeże meksykańskie dania fast food. Stołując się u nich miałam jedak wrażenie, że za duży procent ceny zamawianego produktu stanowi jego opakowanie, a za mały samo jedzenie…
Oczywiście jest to tylko moja opinia i możesz się z nią nie zgadzać, dlatego zapraszam do podzielenia się swoimi wrażeniami z Gringo Baru w komentarzach.