Jakie będzie Wasze pierwsze skojarzenie, kiedy zapytam Was o zajęcia dodatkowe dla dzieci? …Angielski, basen, plastyka? A może piłka nożna? Czy ktoś z Was pomyślał o matematyce? Pewnie niewielu. Tymczasem to właśnie ona nas otacza i przenika nasze życie. Ona właśnie pcha naszą cywilizację do przodu. Niestety, w szkołach lekcje matematyki to często tylko żmudne rachunki i zadania, dlatego wielu się do niej zraża. Dziś rozmawiam z dwojgiem ludzi, którzy postanowili ten nudny obraz odczarować i na nowo pokazać dzieciom, że matematyka może być fascynującą przygodą i że z lekcji matematyki nie będzie się chciało wychodzić. Agnieszka i Wojciech Kryńscy to twórcy Matplanety – kreatywnej szkoły matematyki dla dzieci. Niedawno otworzyli swoją placówkę na Mokotowie przy ul. Rostafińskich 1.
Dzień Dobry Mokotów: Czym dla Państwa jest Matplaneta?
Agnieszka Kryńska: Dla mnie Matplaneta jest wyrazem mojej pasji. Zawsze bardzo lubiłam matematykę, chętnie zajmowałam się nią w pracy. Często też myślałam o tym, żeby prowadzić zajęcia dla dzieci i w którymś momencie udało mi się te rzeczy połączyć. Tak powstała Matplaneta!
DDM: Pani jest matematykiem?
AK: Nie, jestem ekonomistą, ale zawsze matematykę lubiłam i uważałam, że jest ważna, dlatego wszyscy powinni ją dobrze znać.
DDM: A dlaczego skupili się Państwo na nauczaniu dzieci? W dzisiejszym świecie dużo osób dorosłych szuka wiedzy na temat np. prowadzenia budżetu domowego, brania kredytów itp. A jednak wybrali Państwo nauczanie dzieci.
AK: Bo z dorosłymi już jest za późno (śmiech)
Chcieliśmy zadbać o właściwe zrozumienie matematyki od podstaw i właściwe do niej podejście, żeby nie było już potem takiej sytuacji, że dziecko zaczyna się jej bać albo unikać. Żeby radzić sobie też z tymi rzeczami, o których Pani powiedziała, trzeba mieć najpierw właściwe zrozumienie podstawowych koncepcji matematyki, bo z tego potem już wszystko się wynika i możemy sobie poradzić w życiu z bardzo wieloma rzeczami. I to, jak zorganizowana jest nauka dla dzieci w wieku przedszkolnym i wczesnoszkolnym, ma kluczowe znaczenie dla ich powodzenia na kolejnych etapach edukacji oraz w karierze zawodowej.
DDM: A mieli Państwo wcześniej doświadczenie w nauczaniu dzieci?
Wojciech Kryński: Nie, wcześniej nie pracowaliśmy z dziećmi poza oczywiście naszymi własnymi, ale ja wcześniej miałem bardzo duże doświadczenie w szkoleniach w ogóle. I edukacja zawsze była bliska i moim zainteresowaniom i mojej drodze zawodowej. Byłem też przez bardzo długi czas członkiem zarządu szkoły społecznej, także wiedziałem, jak edukacja wygląda od podszewki. To też przyczyniło się do decyzji o utworzeniu Matplanety.
DDM: No i jak to się wszystko zaczęło? Od pomysłu do realizacji jest jeszcze bardzo długa droga. Mogliby Państwo opowiedzieć, tak krok po kroku, jak to wyglądało?
AK: Przede wszystkim czuliśmy pewne niezadowolenie z tego, jak nasze dzieci były uczone matematyki w szkole i to już na etapie edukacji wczesnoszkolnej. Matematyka była nauczana w sposób podawczy, czyli poprzez przekazywanie wiedzy przez nauczyciela, a na matematyce się tak nie da! Matematyki trzeba doświadczyć, żeby ją zrozumieć. I patrząc na to, co się dzieje, zaczęliśmy się zastanawiać, jak można to zrobić inaczej. Chcieliśmy, żeby dzieciaki od początku lubiły i chciały zajmować się matematyką, widziały w niej coś więcej niż tylko żmudne rachunki.
WK: Dużo rozmawialiśmy o tym problemie z innymi rodzicami i mieliśmy przeświadczenie, że nie jesteśmy w naszych odczuciach sami. Szukaliśmy pomysłu na innowacyjną metodykę nauczania matematyki chodząc na przeróżne wykłady i szukając informacji w internecie.
AK: No i znaleźliśmy taki pomysł w Ameryce, na Uniwersytecie Harvarda, u profesorów Ellen i Roberta Kaplanów.
WK: Właśnie Kaplanowie stworzyli cały system nauczania matematyki, którego szukaliśmy.
AK: Pojechaliśmy do nich na Uniwersytet Notre Dame w South Bend w Stanach Zjednoczonych na seminarium przygotowawcze, gdzie mogliśmy zobaczyć na ćwiczeniach praktycznych, jak zajęcia o charakterze „math circle”, czyli koła matematycznego, powinny być przeprowadzane, żeby to było efektywne z punktu widzenia nauki dzieci. Uzupełniłam też studia pedagogiczne, żeby mieć pełne podstawy i budować szkołę na solidnym fundamencie.
DDM: I tak od pomysłu do realizacji powstała pierwsza placówka Matplanety, to było na Ursynowie tak?
WK: Tak.
DDM: Jak to się później rozwijało?
AK: Później zaczęliśmy zakładać kolejne placówki wychodząc poza Warszawę oraz wchodzić do szkół i przedszkoli, domów kultury, czyli różnych miejsc, gdzie udało nam się porozumieć w sprawie tego, że można z dziećmi rozmawiać o matematyce nie tylko na tradycyjnych lekcjach.
DDM: Łatwo powiedzieć „założyliśmy nowe placówki”, a trudniej zrobić. To chyba bardzo trudne zadanie otworzyć tyle placówek w całej Polsce i jeszcze dbać o ich jakość i proces nauczania. Jak to się odbywa?
WK: Organizujemy to na wielu poziomach, bo mamy placówki Matplanety własne i franczyzowe. W Warszawie i dużych miastach są to głównie nasze placówki, natomiast w mniejszych miastach często są to franczyzy.
AK: Współpracując z placówkami franczyzowymi dzielimy się odpowiedzialnościami w taki sposób, że one odpowiadają za sprzedaż, marketing, organizację zajęć na miejscu, natomiast cała merytoryka jest cały czas prowadzona centralnie, czyli my dostarczamy programy, materiały do nauczania i dbamy o właściwe kwalifikacje rekrutowanych nauczycieli. Potem jest stała współpraca mająca na celu utrzymywanie jak najwyższej jakości.
DDM: Czym się różni lekcja matematyki w Matplanecie od zwykłej matmy w szkole? Czy to w ogóle jeszcze jest lekcja?
AK: Lekcja matematyki w szkole bardzo często nie różni się od innych lekcji typu historia, geografia, gdzie tą metodą wiodącą jest, tak jak wcześniej wspomniałam, metoda podawcza. Nauczyciel mówi dzieciom co, kiedy i jak mają zrobić – czyli wszystko jest podane na tacy i dzieci stosują to odtwórczo. W szkole bardzo często jest też tak, że ucząc się nowego zagadnienia, dziecko poznaje od razu jego pewien abstrakcyjny zapis, na przykład wzór na pole prostokąta i później pod ten wzór rozwiązuje zadania. W Matplanecie jest inaczej. Myśmy zrezygnowali z formy podawczej na rzecz metod, które aktywizują dzieci, czyli u nas dzieci uczą się matematyki przez doświadczenie, próbowanie, eksperymentowanie. My stawiamy im problem, nauczyciel je prowadzi przez dane zagadnienie. To dzieci same, pracując w grupie, rozmawiając, zastanawiają się, podejmują próby i wymyślają jak rozwiązać dane zadanie. Wszystko pod okiem nauczyciela. On nie mówi dzieciom, jak coś zrobić, tylko podsuwa ciekawe problemy i mobilizuje dzieci do aktywności, zastanowienia się i wspólnego rozwiązania problemu za pomocą matematyki. Czyli kolejność jest odwrotna niż w szkole. Najpierw jest konkret, jakiś praktyczny problem, a potem abstrakt. Dbamy o to, żeby dzieci miały zawsze pod ręką dużo pomocy dydaktycznych, które pomagają im czy w liczeniu, czy w uporządkowaniu sobie treści, o której jest mowa w zadaniu na swój sposób. To ułatwia im wyciąganie wniosków.
Na naszych zajęciach dzieci dużo pracują manualnie, zwłaszcza młodsi. Ja nie wierzę w matematykę papierową, dwuwymiarową. Żeby doświadczyć koncepcji dodawania, odejmowania, mnożenia, dzielenia, muszę poczuć to na rzeczywistych przedmiotach mając je w ręku i układając je po swojemu.
DDM: W jednym z wywiadów powiedzieli Państwo, że nie ma dzieci, które nie potrafią zrozumieć matematyki, są tylko dzieci do niej zrażone. Jak Państwo doszli do tych wniosków?
AK: To wynika z badań Kaplanów.
WK: Tak. A poza tym biorąc do ręki program szkoły podstawowej widać, że to są podstawowe koncepcje matematyczne. To nie jest inżynieria kosmiczna, to nie są prace NASA nad wystrzeleniem rakiety na odpowiednią orbitę. To są bardzo podstawowe działania i każdy, absolutnie każdy, jest w stanie to opanować na poziomie eksperckim. Jeżeli tego nie jest w stanie opanować, to znaczy, że kto inny bardzo źle to tłumaczy.
AK: Głównie dzieciom. My uważamy, że dzieciom nie trzeba wszystkiego tłumaczyć, bo dzieci mają intuicję i wiedzę z różnych przedmiotów, swoje obserwacje. Trzeba im pokazać, że gdyby tylko chciały popróbować, to zobaczą, że to nie jest nic trudnego. Do tego doszli nie tylko Kaplanowie. Zajrzeć też można do badań pani profesor Gruszczyk – Kolczyńskiej. To jest właściwie polski mistrz nauczania matematyki! Ona prowadziła przez szereg lat badania, które pokazują, że program matematyki w szkole podstawowej, to nie jest program ambitny, nieodstępny dla przeciętnego ucznia, nie. Jest bardzo przeciętny, jeśli chodzi o poziom zaawansowania, jest dostępny dla średnio radzących sobie dzieci, pod warunkiem, że ten proces dydaktyczny jest prowadzony adekwatnie do tego, czego dzieci potrzebują. A żeby mózg dobrze się uczył i przyswajał sobie wiedzę, to musi to być robione w sposób aktywny, innowacyjny i zabawny – bo dzieci się uczą przez zabawę, nie należy jej w związku z tym unikać. Nasze dzieciaki, na przykład przedszkolaki, bardzo często po kilku tygodniach pytają: to kiedy będzie matematyka? Bo my im pokazujemy szeroki świat pięknej matematyki, w której się dużo dzieje, w której jest bardzo dużo zagadnień, gdzie nie chodzi tylko o rachunki. Tam jest i kombinatoryka, i rachunek prawdopodobieństwa, który dla przedszkolaków jest fascynujący, chociaż przecież nie wyliczają go przy pomocy wzorów czy innych działań. U nas jest dużo układanek no i przede wszystkim bardzo, bardzo dużo zagadek logicznych. Kładziemy nacisk na rozwój myślenia logicznego. Pokazujemy dzieciom, że w matematyce nie ma miejsca na panikę, strach, zawsze można sobie poradzić. Uważamy, że matematyka jest dla wszystkich, bo to jest wszystkim, co nas otacza. To jest cały świat, od niej się nie da uciec. Matematyka może być źródłem fascynujących odkryć, w której każdy może na swój użytek coś zaobserwować, coś ułożyć, coś wypróbować i można się nią ciekawie zająć, można o niej porozmawiać. Czy Pani miała okazję w szkole dyskutować o matematyce?
DDM: Nie przypominam sobie. Raczej robiliśmy zadania.
AK: A my właśnie na tę ciekawość stawiamy. Rozmawiamy z dziećmi o tym, co to jest symetria, złota proporcja, ile jest nieskończoności na świecie, czy wszystkie nieskończoności są takie same itd. Już z maluchami można o tym porozmawiać i pokazać im, że w matematyce jest dużo, dużo, dużo fascynujących spraw, o których można ciekawie pofilozofować. Pokazujemy też dzieciom, że rozwiązywanie zadań matematycznych może być zwyczajnie przyjemne. Dla wielu to brzmi abstrakcyjnie, prawda? A my chcemy, żeby dzieciaki tego doświadczyły, ponieważ na naszych zajęciach nie ma ocen, nie ma nagród, nie ma kar, plusów, minusów, klasówek, jakichś tam słoneczek – różnych takich elementów nagradzających czy karzących, które mają miejsce w szkole. Dlatego u nas dzieciaki czują się bezpiecznie, są bardziej chętne do tego, żeby próbować, nie bać się popełnić błąd, przecież nic się nie stanie. I one się powoli otwierają, pozwalają sobie dać prawo do tej satysfakcji z matematyki. To jest u nas nagroda. Dzieciaki pracują dla satysfakcji. I jak tę przyjemność poczują, to już nic potem nie jest w stanie ich zrazić do matematyki. I to jest właśnie nasza misja, którą realizujemy .
DDM: W szkołach jest coś takiego jak współczynnik Edukacyjnej Wartości Dodanej. Mierzy on przyrost wiedzy u dzieci bez względu na poziom wyjściowy. Czy Państwo monitorują taki wskaźnik u siebie?
AK: Ten wskaźnik jest liczony na podstawie wyników testów, które są pewną formą demokratycznej oceny, ale nie do końca efektywną, ponieważ na testach tracą dzieci, które pracują wolno, które mają znakomicie dobre rozumienie, w tym przypadku matematyczne, jak ich koledzy, ale przez swoje wolne tempo pracy tracą na testach. Dlatego nie uważamy, że testy są najlepszą metodą mierzenia. A od mierzenia jeszcze nikt nie urósł, to inna sprawa.
DDM: A jaka jest najlepsza metoda mierzenia?
AK: My w ogóle odchodzimy od mierzenia na naszych zajęciach, ponieważ chcemy pokazać dzieciom możliwość doświadczenia matematyki i zachęcić je do tego, żeby same chciały się nią zajmować i otwierać na nią. Nasze miary, które w tej chwili jesteśmy w stanie zastosować, to są informacje, z którymi rodzice do nas wracają, czyli sukcesy naszych uczniów na konkursach, czy chociażby proste informacje, które szybko dostajemy od rodziców: chętniej siada do pracy domowej, nie reaguje zdenerwowaniem w momencie, kiedy trzeba odrobić pracę domową z matematyki, chętnie sam się wziął za przygotowanie do konkursu. Czyli tego typu aktywności…
DDM: To jest konkret.
AK: Matplaneta prowadzi też zajęcia dla niektórych całych szkół. Są one wtedy doklejone do obowiązkowego programu szkolnego. U nich też obserwujemy bardzo pozytywne wyniki naszej pracy.
WK: To, co wiemy ze szkół i od rodziców, to jest to, że dzieci, które chodzą do Matplanety, raz, że przez szkoły są nominowane do konkursów i dwa, że w tych konkursach doskonale sobie radzą, bo tam mają wreszcie szansę zaaplikować myślenie, bo na tych właśnie konkursach są zadania, które wykraczają poza schemat.
DDM: A co a dziećmi wybitnie uzdolnionymi matematycznie?
WK: Kładziemy na to duży nacisk. Nasi nauczyciele wiedzą, że mają takie talenty identyfikować, a później pilnujemy, żeby takimi dziećmi odpowiednio się zaopiekować. W Matplanecie tworzymy grupy młodych talentów, gdzie dzieci, które wykraczają swoim pojęciem matematyki poza przeciętną są po prostu przesuwane, żeby szły własnym programem i żeby rozwijały się jeszcze lepiej, jeszcze szybciej.
AK: Ten program jest dostosowany do ich potrzeb i zainteresowań już bardzo konkretnie. Jest prowadzony przez doktora matematyki.
DDM: A więcej uczestników przychodzi, bo matematykę lubi czy dlatego, że ma z matmą problemy?
WK: My tego tak naprawdę nie wiemy, bo nie robimy żadnych testów wstępnych, natomiast wiemy, że po kilku zajęciach to już kompletnie nie ma znaczenia. Ponieważ nasze zajęcia nie podążają za programem szkolnym, więc one są ściśle niekorepetycyjne. Celem przyjścia do Matplanety nie jest to, żeby nadrobić trójkę w szkole, natomiast widzimy, że wszystkie dzieci, które do Matplanety przychodzą, chodzą po prostu z przyjemnością. Więc w pewnym momencie to przestaje mieć tak naprawdę znaczenie, czy one miały trudności, bo jeżeli miały, to te trudności znikają.
DDM: Czyli to inna planeta matematyki, tak? Dlatego Matplaneta?
AK: To jest ta sama matematyka, nie zapominajmy o tym.
WK: Ta sama matematyka, natomiast nasze dzieci nie mówią, że one przychodzą na matematykę. One przychodzą na Matplanetę 🙂
DDM: Czy mogliby Państwo zdradzić, z jakimi trudnościami muszą się Państwo mierzyć w prowadzeniu Matplanety?
AK: Pierwsza rzecz to jest świadomość ludzi co do potrzeby nauczania matematyki. Rodzice planując zajęcia dodatkowe najczęściej w pierwszej kolejności myślą o angielskim i piłce nożnej, a matematyka jest kilka miejsc dalej. Ale bardzo usilnie pracujemy nad tym, żeby jej ranga w wyborze tych zajęć dodatkowych dla dzieci była coraz wyższa.
Druga trudność to po prostu ciężka praca. Matplanecie poświęciliśmy się w stu procentach, realizując jeszcze swoje inne aktywności i to jest zwyczajnie bardzo duży wysiłek, żeby tego typu organizację postawić na nogi i potem popchnąć dalej.
Trzecia trudność to czynnik ludzki, czyli dobór pracowników. To jest proces bardzo trudny. Rekrutujemy nauczycieli, współpracowników i tak dalej praktycznie non stop. Jest to bardzo czasochłonne i trudne zajęcie, ponieważ tak, jak Wojtek powiedział wcześniej, jest szalenie trudno dobrać osoby, które będą myślały tak, jak my. Bo to nie jest kwestia wyćwiczenia kogoś w nauczaniu matematyki. Tę metodykę trzeba czuć i chcieć iść tą drogą.
WK: Z tym, że to są trudności związane z prowadzeniem każdego biznesu, szczególnie takiego, który się szybko rozwija. Oczywiście występuje problem ludzi, z którymi się pracuje, problem takiego trochę też odbicia się od ściany, że dla nas Matplaneta to nasze – mówiąc górnolotnie – dzieło życia, więc jesteśmy w stanie dla niej poświęcić wszystko, a ludzie, którzy przychodzą tu pracować – nie, bo dla nich jest to po prostu tylko praca. No i często to powoduje trochę frustracji, ale to są normalne rzeczy, z którymi się trzeba liczyć.
DDM: A co daje Państwu największą satysfakcję w pracy?
AK: Takie zwyczajne, codzienne sprawy. Jak widzimy, że dzieciaki są szczęśliwe, zadowolone, że nie chcą wyjść z zajęć i mówią, że było super.
DDM: Dziękuję za rozmowę.
MATPLANETA na Mokotowie
ul. Rostafińskich 1
www.matplaneta.pl
Sponsorem artykułu jest Matplaneta S.A.