modliska 257

Dzisiaj kolejny post z serii „mikrozwiedzanie”. Zapraszam Was na Modlińską 257. Pewnie nie raz mijaliście ten mocno zaniedbany budynek, pędząc Modlińską w stronę Warszawy (lub z Warszawy). Może nawet zwrócił waszą uwagę, bo mimo dużych zniszczeń widać dawne piękno tej kamienicy.

Budynek ma dwa piętra, dwie oficyny i ogród. Mieścił się tam kiedyś Zakład Wychowawczy dla Dziewcząt imienia matki Wincenty Jadwigi Jaroszewskiej prowadzony przez Zgromadzenie Sióstr Benedyktynek Samarytanek. Został wpisany do rejestru zabytków jako zespół dawnego ośrodka opiekuńczego „Przystań”.

Lata przedwojenne

Na początek kilka słów o matce Wincencie, czyli Jadwidze Jaroszewskiej.  Pracowała ona j w szpitalu św. Łazarza, gdzie na długich, przymusowych kuracjach przebywały wyłapywane w nocnych akcjach prostytutki. Ponieważ w szpitalu przebywały zarówno młode ofiary wyzyskiwaczy jak i zdemoralizowane prostytutki szansa na resocjalizację była niewielka.

Jadwiga Jaroszewska po objęciu zakładu w Henrykowie, gdzie sytuacja z podopiecznymi wyglądała podobnie, zdecydowała o zmianie profilu ośrodka na przeznaczony dla kobiet „trudnych” od lat piętnastu, wychodzących ze szpitali specjalnych oraz pozbawionych opieki, a także będących w ciąży. Chciała otoczyć kobiety opieką materialną i moralną, ale także zachęcić do pracy i nauki fachu – w zakładzie  uczono m.in. ogrodnictwa, hodowli, prania, gotowania, haftu, szycia i tkactwa. Były to zawody, które  dawały szansę na zatrudnienie w zniszczonym zaborami i wojną kraju. Zorganizowano w zakładzie  naukę szkolną, a starsze podopieczne kierowano do nauki w szkole powszechnej Sióstr Rodziny Marii w Płudach. W 1939, gdy wiadomo było, że wojna jest nieunikniona, wszystkie podopieczne ośrodka ukończyły kurs pierwszej pomocy. W tym samym roku  ośrodkowi nadano nazwę Zakład Wychowawczy dla Dziewcząt imienia matki Wincenty Jaroszewskiej. Po latach pracy część dziewczyn udało się skierować na kursy dla przedszkolanek i do fabryk w Warszawie, gdzie mogły zacząć normalne życie.

Polecamy:

Pierwsze lata wojny

W czasie wojny Modlińską wycofywały się oddziały wojskowe i cywile uciekający przed Niemcami. W budynku pod numerem 257 ukrywało się wielu potrzebujących, którzy mogli tu też liczyć na pomoc i pożywienie. W oficynie w ogrodzie ukrywali się między innymi Żydówka, psycholog i pedagog Magdalena Langer, bratanek matki przełożonej Zdzisław Umiński oraz nauczycielka z Żyrardowa Maria Dębowska. W 1942 roku do pracy w pracy w gospodarstwie zgłosił się niejaki Baranowski, który jak się później okazało był konspiratorem i bez wiedzy sióstr zorganizował w oborze za podwójną ścianą skład broni oddziału Armii Krajowej. W 1944 roku jedna z sióstr zdecydowała się wyrobić 16 kenkart młodym Żydówkom, które przebywały w skrzydle domu, w którym znajdowała się klauzura sióstr, i poddawały się zabiegom upodabniającym do wyglądu aryjskiego, aby później z siostrą pod pretekstem zakupu drewna wyjeżdżać do zaufanych urzędników w Jabłonnie i Legionowie wyrabiać dokumenty.

Lata 1942-1944, działalność teatralna

Jedna z sióstr (Siostra Benigna, czyli Stanisława Umińska) przed wstąpieniem do zgromadzenia sióstr Samarytanek była bardzo zdolną i wybijającą się aktorką, grała m.in. w Teatrze Polskim i Teatrze Małym. Zakończyła jednak karierę po tym jak jej chory na raka narzeczony poprosił ją, by go zastrzeliła. Spełniła jego prośbę,  została co prawda uniewinniona,ale rzuciła teatr i zaczęła pracę w szpitalu św. Łazarza, gdzie poznała  Jadwigę Jaroszewską.  W 1942 postanowiła założyć w zakładzie  konspiracyjny teatr i poprosiła reżysera Leona Schillera o przysłanie kogoś, kto pomógłby siostrom wystawić jasełka. Reżyser wysłał siostrom egzemplarz „Pastorałki” i zapowiedział swój przyjazd w listopadzie.

Po świętach odbyło się pierwsze przedstawienie na które przyjechało z Warszawy mnóstwo gości (pisarze, malarze, ludzie teatru, muzycy). Występ  bardzo się udał, a wśród widzów kolejnych przedstawień był m.in. Czesław Miłosz który w swoim dzienniku „Rok myśliwego” wspomniał  o tym przedstawieniu  „amatorskim, zmienionym w zawodowe przez znakomitego reżysera”. Przyjazdy Schillera do ośrodka były coraz częstsze, aż w końcu osiadł tu na stałe. Wystawił  jeszcze  „Gody weselne”, w okresie świątecznym  „Pastorałkę”, a na Wielkanoc 1944 roku „Pasję”, czyli „Historię o Męce i Chwalebnym Zmartwychstaniu Pańskim”.

Ostatnie lata wojny

W 1944 roku sytuacja była już bardzo napięta. Dorosłe wychowanki rozeszły się do rodzin a w zakładzie pozostało 60 dziewczynek. W lipcu  przeprowadzono  rewizję ośrodka, zabrano cenne przedmioty i pieniądze. Na szczęście nikt z poszukiwanych nie został odnaleziony, wszyscy ukryli się w stogach siana. Po tym wydarzeniu matka przełożona ewakuowała część podopiecznych,  dwa dni później do Henrykowa przybyła ekspedycja karna, pacyfikując tereny przez cały dzień. W planach było również zniszczenie całego Zakładu i zabicie znajdujących się tam osób.  Zdażył się jednak cud.  Niemiec sprawdzający kenkarty okazał się sąsiadem jednego z ukrywających się i darował im życie. W nocy inny Niemiec uprzedził siostry, aby natychmiast ewakuowały wszystkich z zakładu.  Po tej ucieczce siostry udały się do prywatnej willi państwa Wyszyńskich, gdzie  przebywały z podopiecznymi dwa tygodnie. Potem zadecydowały o zabraniu najpotrzebniejszych rzeczy, zakopały  cenne przedmioty i przedostały się na drugą stronę Wisły do  kurii biskupiej w Milanówku.

 

Lata powojenne

Po zniszczeniach wojennych budynek główny  zakładu popadł w ruinę. Odremontowane zostały tylko dwie oficyny. Mieściły się tam jeszcze do niedawna punkty usługowe. W 1999 cały zespół został wpisany do rejestru zabytków. W roku 2015, dzięki staraniom fundacji AVE, przekonano władze dzielnicy, aby zabezpieczyć sypiącą się kamienicę i teren wokół niej.

Przyszłość

Również w 2015 roku Stowarzyszenie Architektów Polskich wybrało budynek przy Modlińskiej 257 na jedno z dziesięciu Warszawskich Centrów Lokalnych. Projekt budowlany remontu kamienicy i  oficyn jest już zatwierdzony, jednak możliwe są opóźnienia związane z niespodziewanymi znaleziskami historycznymi. Na początku 2016 konserwatorzy zabytków pracujący przy odnawianiu budynku pod grubą warstwą farb odkryli bardzo dobrze zachowane secesyjne polichromie pochodzące z początku XIX wieku.

Ciekawa historia? Wiedzieliście, że mamy na Białołęce takie interesujące miejsce? Kto wie, jakie jeszcze tajemnice kryje budynek przy Modlińskiej 257.

Mam tylko nadzieję, że uda się go pięknie odrestaurować i że stanie się naszą nową lokalną przestrzenią.  Na razie nie wygląda to najlepiej i bardzo mnie to smuci. W mieście, które nie tak dawno temu zostało całkowicie zburzone, powinniśmy szczególną wagę przykładać do tego, co zostało.

A Wy, co o tym myślicie? Podoba Wam się pomysł na Centrum Lokalne?

 

Uważasz, że to, co robimy jest wartościowe? Chcesz więcej?
Bardzo się cieszymy, bo robimy to właśnie dla Ciebie. Możemy powiadamiać Cię o nowościach na blogu. Żadnego spamu ani lania wody. Tylko najciekawsze artykuły z danego tygodnia. 
Twój adres email jest u nas bezpieczny, a z listy powiadomień możesz się wypisać w każdej chwili.

3 KOMENTARZE

  1. Pamiętam że w 93r. na górze był sklep z zabawkami a potem biblioteka chyba. Ja miałem wtedy 9lat ale pamiętam że budynek już wtedy się sypał i te skrzypiące schody z grubymi drewnianymi poręczami miało to swój urok a czytając was artykuł wiem teraz że ten budynek nie jest tylko stara rudera

  2. Jaki jest status prac remontowych / konserwacyjnych budynku przy ulicy Modlińskiej 257? Od czasu artykułu minęlo prawie 4 lata, ale nie widać żadnego postępu…

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here