Środa. Dzień jak co dzień. Dostałam awizo, że na poczcie czeka na mnie przesyłka.
Czy u Was poczty też są tak strasznie niewydolne? Już sama myśl o tym, że po dniu w pracy muszę jeszcze pójść na pocztę, pobrać z maszyny numerek bez skrępowania pokazujący trzydzieści dwie osoby przede mną w kolejce jest nie do zniesienia. Ale tym razem było inaczej.
Na szczęście mieszkam niedaleko poczty. Po odebraniu córki z przedszkola wstępujemy do wspomnianego już przybytku specjalizującego się chyba we wszystkim oprócz przesyłek. Naciskamy magiczny guzik wyroczni Poczty Polskiej i znów dramat. Numerek 263, dwadzieścia cztery osoby przede mną. Cóż – myślę sobie – nie będę z przedszkolakiem tyle czekać, zwłaszcza, że co chwilę któreś okienko z niewiadomych mi przyczyn ulega paraliżowi. Numerek wkładam do kieszeni płaszcza. Odprowadzam córkę do domu, daję jej jeść, w międzyczasie załatwiam kilka spraw i po dwóch kwadransach wychodzę znowu na pocztę. A nuż uda mi się jeszcze wykorzystać mój numerek?
Wchodzę. Jeden rzut oka na salę. Jest jeszcze więcej ludzi. Potem zerkam na wyświetlacz nad okienkiem. 264. O nie! spóźniłam się o jeden numerek! Oto kara dla śmiałków pragnących przechytrzyć system! – słyszę w głowie głos wyimaginowanego pocztowego monstrum. – Miałaś siedzieć! Będziesz siedzieć! Teraz za karę będziesz siedzieć w kolejce następne trzydzieści numerków!
Zrezygnowana i w pełni pogodzona ze swoją pocztową odsiadką biorę nowy numerek. Tym razem jeszcze więcej osób przede mną. Moje załamanie chyba odczytuje z twarzy jedna z pań czekających w kolejce: – Tak – mówi ze zrozumieniem – strasznie długo się czeka. Jestem już pół godziny – mówi pokazując mi swój numerek. Ja w odpowiedzi wyjmuję swój, ten z płaszcza, opowiadając o ironii pocztowo kolejkowego losu.
I wtedy miła Pani wyjmuje z kieszeni mały papierek z napisem 267 i mówi – To koleżanki, zrezygnowała z kolejki.
267! To było jak wybawienie! Z trzydziestu zrobiły się zaledwie trzy osoby przede mną! O jacie! Cud! Podziękowałam i od razu zaczęłam się zastanawiać, jak mogę to pocztowe dobro kolejkowe przekazać dalej.
Tak się składało, że miałam do odebrania wielką paczkę. Tak wielką, że wychodząc z poczty nie potrafiłam sobie sama otworzyć drzwi. Zaraz z tłumu poderwał się mężczyzna, który żwawym krokiem otworzył mi pierwsze i drugie drzwi. Te drugie zatrzymałam nogą i powiedziałam: – Dziękuję. Niech Pan poczeka, mam coś dla Pana – przytrzymując paczkę ręką i brodą sięgnęłam do kieszeni po niewykorzystany papierek. Zdziwiony zerknął, porównał ze swoim i powiedział z uśmiechem – dziesięć na plusie!
Ciekawe, czy jego numerek też powędrował dalej.
Nie ma co. Poczta Polska zbliża ludzi.