Uwaga: WPIS ARCHIWALNY. Ta restauracja została zamknięta 🙁
Restauracja Corso jest niczym oczko z cykorii wieńczące knajpy wokół Placu Zbawiciela. Z daleka niewidoczne, z bliska przebłyskujące kolorem, przez jednych wybierane często, przez innych omijane z daleka.
To jedna z najstarszych warszawskich restauracji, powstała 50 lat temu jako restauracja włoska, stąd też jej nazwa (Corso – czyli okrąg). Dzisiaj po Italii nie ma w niej śladu, nie licząc włoskich lodów i ścian w kolorze zachodzącego słońca. Miejsce przedziwne, totalnie niepasujące do modnych, hipsterskich knajp na Zbawicielu. Całość wyłożona machoniem, na podłodze linoleum. Przekraczając próg ma się wrażenie, że niewidzialnym wehikułem przenieśliśmy się do późnych lat osiemdziesiątych.
Od progu uderzyła mnie skoczna muzyka Radia Eska, w której – co jeszcze bardziej podkreślało dziwność tego miejsca – co rusz leciały reklamy kierowane do studentów. Bo w Corso studentów nie uraczysz. Klientela tej restauracji to głównie osoby mocno po 50-tce. Starsze panie i panowie spotykają się tutaj na kawę i obiad, zwany modnie lunchem. Obiad serwowany jest od godz. 12.00, a menu zmienia się codziennie. W zestawie za 15 zł znajduje się zupa i drugie danie. Tradycyjne, polskie, zazwyczaj mięso – schabowy, bitki, klopsy. Ale w menu można też znaleźć pierogi i naleśniki. A także koktajle – co mnie mocno zmroziło – przygotowywane z jogurtu i polewy smakowej, którą zazwyczaj dodaje się do lodów i gofrów. Nie odważyłam się :). Ale obiad zamówiłam.
Słyszałam, że w Corso można dobrze zjeść. I to prawda. Ogórkowa była smaczna, domowa. Pierogi również, chociaż zaserwowane w dość egzotyczny sposób. Całością naprawdę można się najeść. Cena za taki zestaw obiadowy jest bardzo konkurencyjna. Nic dziwnego, że w Corso stołują się okoliczni mieszkańcy, bo to bardzo fajna obiadowa alternatywa dla baru mlecznego.
Trzeba jednak przyzwyczaić się do specyficznego klimatu tego miejsca lub potraktować go jako folklor. Restauracja wydaje się być dość brudna, co szczególnie widać w detalach, np. przyprawach czy obiciu foteli. Lady wypełnione są pojedynczymi deserami, restauracja nie ma nawet toalety. Natomiast widok na Plac Zbawiciela zza zwisających na oknach frędzli jest rzeczywiście niepowtarzalny.
Najbardziej rozczarował mnie brak kompotu, który zwieńczyłby obiad w Corso. Cóż, widocznie większą popularnością cieszy się tym miejscu piwo, co widać na zajętych stolikach. W trakcie mojego posiłku, a była godz. 13.00, do baru podszedł mężczyzna który zamówił setkę wódki. Kelnerka przyniosła ją z zaplecza 🙂
Czy polecam? Polecam spróbować, może akurat przypadnie Wam do gustu. Obiad jest rzeczywiście jedną z najtańszych opcji w okolicy. A ta swoista podróż w czasie i przestrzeni pozwala nabrać dystansu do bagietek z dżemem w Charlotte za 12 zł 🙂
Corso
Plac Zbawiciela, Marszałkowska 41
Otwarte: 11.00 – 22.00