Uwaga: Tygiel we wrześniu 2018 musiał się wynieść z opisanej niżej lokalizacji na Narbutta, więc wpis traktujcie jako archiwalny, a zainteresowanych losami Tygla odsyłam do ich strony na facebooku.
———————————————————————————-
Oj, dłuuugo się to miejsce otwierało. Już od sierpnia widziałam na Łowickiej na Starym Mokotowie zachęcające deklaracje, że oto już, za chwilkę i zaraz. Tymczasem dopiero późną jesienią Tygiel zaczął działać. Co to za miejsce? I czemu niedługo będzie o nim głośno? Nikt mi za to nie zapłacił, ale chętnie Wam o nim opowiem.
Tu nie ma złotych sztućców
Tygiel to z założenia miejska kantyna. Wnętrze lokalu jest bardzo proste, trochę industrialne, trochę jak z PRL-u, bo w strategicznym jego punkcie znajduje się magiczne okienko, z którego samemu odbiera się dania. Nie ma tu złotych, ani srebrnych sztućców, nie ma kelnera, ani kwiatów na stole. Ale jest świetne i ŚWIEŻE jedzenie. I to w bardzo dobrych cenach!
Bierz, ile chcesz!
Do Tygla akurat przyszłam na śniadanie. Jajecznica z trzech jaj na maśle? Proszę bardzo, całe sześć pięćdziesiąt. A jeśli chcesz dodatki, to dopłacasz złotóweczkę. Za pomidorka, za szyneczkę! (nie ma to jak przypadkowe rymy na blogu;-). Pieczywo każdy bierze sobie sam z koszyka przy okienku. Tyle, ile potrzebuje. Przecież szkoda wyrzucać.
Jak w domu!
Ta prostota ma głębszy sens
Tak się składa, że te wszystkie elementy „wydawki” nie są przypadkowe. Tygiel bowiem chce być wierny filozofii „ZERO WASTE”. Szczerze mówiąc pierwotnie myślałam, że ogranicza się ona do staropolskiej zasady, że w domu nic się nie powinno marnować. Okazało się jednak, że idea zerowych odpadów wychodzi daleko poza przetwarzanie tego, co zostało w lodówce.
Jak się dowiedziałam, ZERO WASTE to:
-
mądre planowanie zaopatrzenia restauracji,
-
proste menu z daniami dnia, gotowanymi i zjadanymi na bieżąco
-
minimalizowanie produkcji śmieci
-
śmieci biodegradowalne
-
recyklowanie odpadów organicznych
-
wydawanie jedzenia w porcjach „na żądanie” o ile tylko się da
To tyle z teorii. A jak to wygląda w praktyce? Pani Jagna Niedzielska, współwłaścicielka kantyny oraz szef kuchni, którą akurat spotkałam na miejscu, z niesamowitą pasją opowiadała mi o swoich pomysłach i planach: o kompostowniku, który chce postawić niedaleko lokalu (czaicie? Restauracja z własnym kompostownikiem!), o tym, że za przyjście po kawę z własnym kubkiem jest zniżka, o tym, że długo szukała i właśnie znalazła biodegradowalne naczynia jednorazowe, żeby ograniczyć produkcję plastikowych śmieci i o tym, co niesamowitego można wyczarować z części pora, którą zazwyczj się wyrzuca jeszcze przed sprzedażą. I mimo, że na pewno miała tego dnia swoje zajęcia, a ja byłam jedną z wielu klientek (w kantynie bylam incognito), jej pasja i wierność idei zrobiły na mnie piorunujące wrażenie. I myślę, że jeśli pani Jagna zrealizuje te wszystkie plany, o których mi opowiadała, to wkrótce o Tyglu będzie mówiła cała Warszawa.
Misja: edukować
Pani Jagna nie tylko sama się ciągle dokształca (z wypiekami na twarzy opowiadała mi o tym, że jedzie do Wielkiej Brytanii na praktyki do restauracji, która słynie z tego, że w ogóle nie produkuje odpadów), ale tez uczy. Wkrótce będzie można zobaczyć ją w akcji podczas warsztatów, które będzie prowadzić. Szczegóły na plakacie poniżej.
Kilka informacji praktycznych
Do Tygla można przyjść nie tylko na śniadanie, ale również na cieszące się dużym powodzeniem obiady. Zupa dnia to cena 5 – 6 zł. Drugie danie w cenie 9 – 15 zł. Zawsze jest coś dla wegetarian albo nawet dla wegan. Jest wifi i całkiem miła muzyczka. Obawiam się tylko, że po tym artykule, to już z wolnym miejscem będzie słabiej 🙂
TYGIEL
ul. Narbutta 83 U3 (właściwie to Łowicka)