Jak może pamiętacie, październik był dla mnie miesiącem, w którym podjęłam niecodzienne wyzwanie niejedzenia mięsa. Postanowienie to wymyśliłam sobie trochę natchniona współpracą z wegańską restauracją Tel Aviv na alei Niepodległości.  Jakie mam spostrzeżenia? Jak mnie ten miesiąc zmienił? Zapraszam do podsumowania. 

Czy było trudno?

Powiem tak. Gdybym mieszkała sama i zawsze tylko sobie sama gotowała, to utrzymanie diety wegetariańskiej nie byłoby dla mnie trudne. Zastąpienie mięsa różnymi warzywami, czy daniami z soi nie było dla mnie dużym wyzwaniem, było raczej urozmaiceniem i było odświeżające. Wyszłam z utartych schematów kulinarnych i wymyśliłam sporo nowych dań, które smakowały mi nawet bardziej niż oklepane schabowe. Jedyny problem pojawiał się, kiedy musiałam ugotować równolegle dwa warianty obiadu dla mnie i niewegetariańskiej reszty rodziny. Nie ukrywam, było to czasochłonne, ale nie niewykonalne. Do każdego obiadu schodziło mi się wtedy +20 minut. Na szczęście przy części dań okazało się, że rodzina wybiera moje – wegetariańskie i wtedy czasowo wychodziło na jedno.

Jakie zdrowie bez mięsa?

Co do aspektów związanych z moim organizmem, to nie zauważyłam jakiejś spektakularnej poprawy cery czy spadku wagi. Na pewno jednak dało się zauważyć, że trawienie pokarmów bezmięsnych było jakby dużo lżejsze i nie przypominam sobie, żebym w trakcie wege- miesiąca miała zgagę, ból żołądka, czy inne tego typu przypadłości, które przy diecie mięsnej czasami  się zdarzają.

Zwierzęta w lodówce

Z wegetarianizmem/weganizmem nierozerwalnie związana jest filozofia życia w zgodzie ze środowiskiem. Przyznam, że zawsze miałam dwojaki stosunek do tego zagadnienia. Z jednej strony  uważałam, że owszem, szkoda mi tych istot, które lądują na talerzach, ale z drugiej, przecież po to są one hodowane, żeby służyć człowiekowi i być mu pożywieniem. W czasie wege – miesiąca starałam się trochę więcej poczytać o filozofii niejedzenia mięsa i jeden komentarz przeczytany na wegańskiej grupie aż mnie zelektryzował: Kiedy patrzę na sklepowe półki z mięsem, to widzę umęczone i torturowane zwierzęta, widzę ich smutne oczy i strach przed straceniem. Mocne, prawda? Te słowa zostaną ze mną na zawsze.

Czy zostaję wege?

Przed moim wyzwaniem jadłam mięso codziennie, natomiast tylko jeden dzień w tygodniu sobie go odmawiałam. Ten wege-miesiąc zostawił we mnie tak mocny ślad, że już po pierwszym tygodniu listopada widzę, że te proporcje, nawet bez postanowienia, odwróciły się. I wprawdzie chyba nie zostanę 100% wege, bo trudno mi to zorganizować w rodzinie, jednak kiedy tylko mogę, nie jem mięsa, a lodówkę zaopatrzyłam już we wszelkie produkty wege, żeby zawsze mieć pod ręką niemięsną alternatywę.

Polecamy:

Podsumowanie

Mówią, że jeśli coś robisz przez miesiąc, to wejdzie Ci to w nawyk. Trochę tak było z moim miesięcznym wyzwaniem. Na pewno mnie to ubogaciło i otworzyło nowe ścieżki. I nie tylko te mokotowskie ścieżki (bo testowałam wszystkie wege-kanjpy na Mokotowie), ale przede wszystkim, ścieżki w głowie. Polecam każdemu.

 

PS Na zakończenie mojego wege-miesiąca restauracja TEL AVIV przygotowała dla Was konkurs, w którym można wygrać przepyszną wege – kolację! Konkurs jest na Facebooku Dzień Dobry Mokotów, czyli tu: https://www.facebook.com/dziendobrymokotow/

 

Uważasz, że to, co robimy jest wartościowe? Chcesz więcej?
Bardzo się cieszymy, bo robimy to właśnie dla Ciebie. Możemy powiadamiać Cię o nowościach na blogu. Żadnego spamu ani lania wody. Tylko najciekawsze artykuły z danego tygodnia. 
Twój adres email jest u nas bezpieczny, a z listy powiadomień możesz się wypisać w każdej chwili.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here